Mona Campbell
amanda seyfried
- podstawy
- szczegóły
- ekwipunek
imię i nazwisko
Mona Campbell
data urodzenia
9.10.2004
miejsce urodzenia
Breckenridge
zawód
Uczennica
słabe strony
Nerwowo wykończona - życie w ciągłym stresie odbiło się na dziewczynie dosyć konkretnie. Ciężko znosi sytuacje, które są wyczerpujące emocjonalnie. Szybko się denerwuje i bardzo łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Jest przez to podatna na manipulację, ale głównie, gdy chodzi o jej autorytety, bo jednak w jakimś stopniu nadal ma łeb na karku.
- ZBYT pobożna - wychowana w otoczeniu samych konserwatywnych chrześcijan momentami może być po prostu ciężka do wytrzymania. Nie zrobi nic wbrew swojej religii... a raczej swojej wariacji na jej temat.
- Nadopiekuńcza wobec brata - jej słabym punktem bez wątpienia jest brat, na którego punkcie jest naprawdę przewrażliwiona. Nie opowie się za żadną decyzją, która postawiłaby go wobec potencjalnego zagrożenia. Niechętnie zostawi go bez opieki, czy pośle do roboty, która wydaje jej się ewentualnie niebezpieczna.
- Bezsenność - ciągle czuwa. Śpi nieproporcjonalnie mało do tego, jak jest aktywna. Sen ma lekki, proste bodźce mogą sprawić, że nie zmruży w nocy oka. Nie dosypia, często jest wyczerpana.
- Depresja - niezdiagnozowana i nieleczona. Są dni, że po prostu nie ma siły podnieść się z łóżka.osobom.
- ZBYT pobożna - wychowana w otoczeniu samych konserwatywnych chrześcijan momentami może być po prostu ciężka do wytrzymania. Nie zrobi nic wbrew swojej religii... a raczej swojej wariacji na jej temat.
- Nadopiekuńcza wobec brata - jej słabym punktem bez wątpienia jest brat, na którego punkcie jest naprawdę przewrażliwiona. Nie opowie się za żadną decyzją, która postawiłaby go wobec potencjalnego zagrożenia. Niechętnie zostawi go bez opieki, czy pośle do roboty, która wydaje jej się ewentualnie niebezpieczna.
- Bezsenność - ciągle czuwa. Śpi nieproporcjonalnie mało do tego, jak jest aktywna. Sen ma lekki, proste bodźce mogą sprawić, że nie zmruży w nocy oka. Nie dosypia, często jest wyczerpana.
- Depresja - niezdiagnozowana i nieleczona. Są dni, że po prostu nie ma siły podnieść się z łóżka.osobom.
mocne strony
- Dobry strzelec, myśliwy - jest lepszym strzelcem niż jej ojciec myślał, że jest. Nieraz chybiła specjalnie, mimo że bez problemu trafiłaby wytropione zwierzę. Zna się na klasycznej broni myśliwskiej, ma wprawne oko i generalnie zna się na tej sztuce, mimo że nie utożsamia się z ideą skupioną wokoło niej. To dobra tropicielka i nie do końca samozwańcza łowczyni. No i bez problemu obrobi też tuszkę.
- Trad wife skills - po śmierci matki spadła na nią wszelkiego rodzaju praca opiekuńcza w domu. Świetnie gotuje, jest zorganizowana względem obowiązków domowych. Dobrze szyje, nie tylko poradzi sobie z dziurami i przepruciami, ale sama sporządzi proste wykroje i uszyje z nich ciuchy, czy inne pierdoły.
- Ręka do dzieci - po prostu. Jedni tańczą z wilkami, a ona z toddlerami.
- Trad wife skills - po śmierci matki spadła na nią wszelkiego rodzaju praca opiekuńcza w domu. Świetnie gotuje, jest zorganizowana względem obowiązków domowych. Dobrze szyje, nie tylko poradzi sobie z dziurami i przepruciami, ale sama sporządzi proste wykroje i uszyje z nich ciuchy, czy inne pierdoły.
- Ręka do dzieci - po prostu. Jedni tańczą z wilkami, a ona z toddlerami.
ekwipunek
coś tam, coś tam
coś tam, coś tam
coś tam, coś tam
coś tam, coś tam
coś tam, coś tam
Wygląd
Mo to dziewczyna niewysoka, bo mierząca niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu, choć długonoga i o wyprostowanej postawie. Sylwetka szczupła, ale momentami pulchna, kreowana głównie przez miękką linię oraz obłe kształty. Biodra szerokie, a talia wąska. Prościej mówiąc - nie wypadałoby nazywać jej *kawałem baby*, ale i nie zmieści się w przysłowiową eskę.
Dzieci Campbellów w większości, od zawsze dziedziczyły cherubinkowe niuanse urody - błękitne, sarnie oczy, blond czuprynę i jasną cerę. W przypadku Mony nie było inaczej. To typ dziewczyny, na którą patrzysz i wiesz, że na licealnej stołówce przy stole siedzi tylko z innymi, fajnymi dzieciakami, na myśl przychodzi ci, że to właśnie ona jest tą uroczą sąsiadką z naprzeciwka, której pomożesz wnieść do domu zakupy tylko po to, by usłyszeć urocze *dziękuję*. Jednak od podobnego wizerunku zdarzało jej się niejednokrotnie odstawać - lokalsi dobrze kojarzą jej podkrążone oczy, sine niuanse dookoła nich, które nie wydawały się być cieniem do powiek. Mimo wszystko Monę ciężko uświadczyć bez uśmiechu na ustach.
Ubiera się w bieżące trendy, lubi to, co zdarza się lubić obeznanym z Internetem dziewczynom w jej wieku, choć nigdy nie pozwala sobie na odkryty dekolt, czy przesadnie krótką spódnicę. Ciężko powiedzieć, czy podobna pruderia wynika z własnych przekonań blondynki, czy chęci ukrycia tego i owego, bo w rzeczy samej - w chłodnym wychowaniu ojciec nie stronił od własnego pojęcia *zdrowej* dyscypliny.
Dzieci Campbellów w większości, od zawsze dziedziczyły cherubinkowe niuanse urody - błękitne, sarnie oczy, blond czuprynę i jasną cerę. W przypadku Mony nie było inaczej. To typ dziewczyny, na którą patrzysz i wiesz, że na licealnej stołówce przy stole siedzi tylko z innymi, fajnymi dzieciakami, na myśl przychodzi ci, że to właśnie ona jest tą uroczą sąsiadką z naprzeciwka, której pomożesz wnieść do domu zakupy tylko po to, by usłyszeć urocze *dziękuję*. Jednak od podobnego wizerunku zdarzało jej się niejednokrotnie odstawać - lokalsi dobrze kojarzą jej podkrążone oczy, sine niuanse dookoła nich, które nie wydawały się być cieniem do powiek. Mimo wszystko Monę ciężko uświadczyć bez uśmiechu na ustach.
Ubiera się w bieżące trendy, lubi to, co zdarza się lubić obeznanym z Internetem dziewczynom w jej wieku, choć nigdy nie pozwala sobie na odkryty dekolt, czy przesadnie krótką spódnicę. Ciężko powiedzieć, czy podobna pruderia wynika z własnych przekonań blondynki, czy chęci ukrycia tego i owego, bo w rzeczy samej - w chłodnym wychowaniu ojciec nie stronił od własnego pojęcia *zdrowej* dyscypliny.
Historia
Historia Mony nie jest specjalnie ciekawa, ani szczególnie wyjątkowa. Jack Campbell był prostym człowiekiem - tak jak ojciec, dziadek i pradziadek, własnymi rękoma zbudował swój dom, sprowadził do niego żonę, psa, zasadził drzewo i wiódł życie względnie spokojnego, pobożnego człowieka. Do spełnienia marzeń brakowało mu tylko syna.
Lata mijały, a jego żona, Suzie nie sprowadziła na świat jego wymarzonego potomka. Oboje byli ogromnie nieszczęśliwi i przygnębieni, aż wreszcie zaczęli toczyć ze sobą otwartą wojnę. Jack w wielkiej frustracji zdążył się nawet zaciągnąć do wojska, odbyć służbę w Iraku i wrócić jako weteran. Jego nagrodą miała być wierna, czekająca na powrót, wreszcie ciężarna żona. Narodziny Mony przyniosły jednak wielkie rozczarowanie. Och, Jack tak bardzo chciał mieć syna.
Rodzice traktowali dziewczynkę, jak swoją życiową porażkę, ale jednocześnie wymagali od niej ogromnego zaangażowania właściwie we wszystko. We wszystko, co tylko zamarzyło się ojcu. To nie tak, że państwo Campbell nie chcieli mieć drugiego dziecka - Jack spłodziłby ich kilkanaście, gdyby tylko mógł, ale lata mijały, a Mona pozostawała jedynaczką. Zrezygnowany ojciec postanowił wychować córkę po męsku, twardą ręką. Gdy tylko podrosła, ściął jej włosy na krótko myśliwskim nożem. Nie bawiła się lalkami, a wypchanymi zwierzątkami i kawałkami skór, czy porożami. Nie pamiętała sukienek i czesania w dobierańce.
Jack na pierwszy pokot zabrał Monę, gdy tamta miała cztery lata. Od tamtej pory martwe zwierzęta miały stać się dla niej normalnym widokiem... ale finalnie nigdy do nich nie przywykła. Nie cierpiała śmierci. Mimo wszystko, dziewczynka wiedziała, że musiała spełniać wymagania ojca, bo życie w tym domu nie było łatwe. Była świadoma, że dumny ojciec to spokojny wieczór, bez wyzwisk i sinego policzka, a synonimem dumy dla starego Campbella był zapach świeżej posoki. Mona nie pamięta zbyt wielu uśmiechów Jacka, ale mogłaby przysiąc, że widziała jeden z nich, gdy po raz pierwszy, w wieku sześciu lat pociągnęła za spust. On naprawdę kochał śmierć.
Ojciec Mony był tyranem, ale i matka nie była lepsza, uznając każde słowo męża za święte. Dziewczynka była przekonana, że oboje nienawidzą jej tylko dlatego, że nie urodziła się chłopcem. Nocami modliła się o brata, marząc o spokoju i życiu bez strachu przed ojcowskim pasem. Udało się, Jack Junior przyszedł na świat, gdy miała siedem lat. Niestety, jego narodziny zabrały życie Suzie, a jej odejście powołało na świat nową frustrację Jacka, którego temperament nie wydawał się ostudzić choć odrobinę. Nie był dobrym ojcem dla żadnego ze swoich dzieci. Od tamtej pory Mona nie modliła się już o bezpieczeństwo swoje, a brata.
Choć nadal nie było łatwo, nastroje w domu uległy pewnemu przepoczwarzeniu. Mona mogła zapuścić włosy, wybierać własne ubrania, czy spędzić czas na placu zabaw z koleżankami, a nie w leśnej kniei. Rodzic jednak i tak zadbał o to, by nigdy nie czuła się beztrosko, czy po prostu *bezpiecznie*. Z biegiem lat zmartwienia dziewczyny przybrały po prostu inny kierunek. Tak, jak się spodziewała, JJ miał podążać za męsko męskim modelem wychowania jej ojca, nie pasując do niego zupełnie. Nie chciał zabijać zwierząt, a być ich przyjacielem. Był wrażliwym, niewinnym dzieckiem. Mo przysięgła sobie, że kiedyś wyciągnie go z tego bagna. Musiała.
Choć nadal nie było łatwo, nastroje w domu uległy pewnemu przepoczwarzeniu. Mona mogła zapuścić włosy, wybierać własne ubrania, czy spędzić czas na placu zabaw z koleżankami, a nie w leśnej kniei. Rodzic jednak i tak zadbał o to, by nigdy nie czuła się beztrosko, czy po prostu *bezpiecznie*. Z biegiem lat zmartwienia dziewczyny przybrały po prostu inny kierunek. Tak, jak się spodziewała, JJ miał podążać za męsko męskim modelem wychowania jej ojca, nie pasując do niego zupełnie. Nie chciał zabijać zwierząt, a być ich przyjacielem. Był wrażliwym, niewinnym dzieckiem. Mo przysięgła sobie, że kiedyś wyciągnie go z tego bagna. Musiała.
Dziewczyna nie zliczy policzków, które jej przypadły za stawanie w obronie brata, czy protestowanie wobec zabierania go na kolejne polowania. Od zawsze walczyła, z wiekiem tylko nabierając odwagi i zmieniając taktykę. Planowała mądrze, była cierpliwa. Mimo wszystko znosiła wszelkiego rodzaju poniżanie i przemoc, grzecznie milcząc, gotując i sprzątając - w końcu wymagania ojca się zmieniły, teraz miała stać się materiałem na idealną żonę. Mona dobrze wiedziała, że tylko właściwą strategią uratuje siebie i brata. Odkąd skończyła piętnaście lat, podejmowała się nawet najmniejszej pracy. Zajmowała się dziećmi, kosiła trawniki, czy dorabiała jako kelnerka. Skrupulatnie odkładała każdy grosz, planując nowe życie. Ojciec czuł, że kiedyś, właśnie dzięki jej zaangażowaniu straci kontrolę nad synem. Kilka miesięcy przez bieżącymi wydarzeniami przyłapał ją na dorabianiu w miejscowym barze i zlał tak mocno, że przez tydzień nie chodziła do szkoły. Nienawidził jej, ale Mo bardzo dobrze o tym wiedziała i podobna sytuacja jedynie dawała jej siłę do zmian. Nie poddawała się, nadal grając role, które musiała - była zdolną uczennicą, zabawną koleżanką i kochającą siostrą. Bała się, ale nie mogła porzucić marzenia o niezależności. Najbardziej w pamięci dziewczyny utknęło pijackie wyznanie ojca, który w alkoholowym bełkocie wyznał Monie, że kiedyś, zabierając ją na jeden z licznych obchodów po lesie, planował ją po prostu w nim pozostawić, wcześniej pomagając naturze i aranżując nieszczęśliwy wypadek. Podobna wizja stała się dla niej groteskowym symbolem i największym zapalnikiem do działania. Wiedziała, że nie ma nic do stracenia. Ucieknie, gdy tylko pojawi się taka możliwość.
W szkole nigdy nie miała szczególnych problemów, choć musiała stać się ekspertką od wywijania z nastoletnich imprez. Nie miała czasu, musiała pracować i zajmować się bratem. Gdy tylko mogła, próbowała urabiać ojca, że naprawdę kocha z nim polować i to ją powinien zabrać na to kolejne, bardzo ważne, sezonowe polwanie, a nie Jacka. Stała się mistrzynią układania peanów o zakładaniu nielegalnych wnyków i kłusowaniu, czy zabijaniu młodych zwierząt, które w świetle prawa łowieckiego miały być nietykalne. W oczach starego wygi chciała być pierdoloną Dianą, byle tylko dał spokój jej bratu. Chciała, by chociaż jedno z dzieci Campbellów miało szczęśliwe dzieciństwo.
Mona choć przez większość życia była w duchu głęboko przygnębiona, swojego rodzaju odskocznię od rzeczywistości znalazła w Internecie. Odkąd tylko zarobiła na komputer - pisała, grała i oglądała, gdy tylko znalazła wolną chwilę. W sieci mogła być zupełnie inną osobą. Tam była po prostu szczęśliwa i wyluzowana. Nikt nie musiał wiedzieć, że jej ojciec to tyran, nie widział jej siniaków, które z uporem maniaka ukrywała makijażem, czy nie dopytywał się usilnie dlaczego nie może przyjść na sobotnią imprezę. Nikt nie dopytywał. Czuła się wolna, a to właśnie wolności zawsze jej brakowało.
Teraz, gdy nowa rzeczywistość poniekąd przewrotnie dała jej szansę na zupełnie nowe życie, przede wszystkim chce zadbać o swojego brata... no i choć trochę odpocząć, odkryć samą siebie, której tak naprawdę nigdy nie miała okazji poznać. Zaczyna z białą kartą.
Lata mijały, a jego żona, Suzie nie sprowadziła na świat jego wymarzonego potomka. Oboje byli ogromnie nieszczęśliwi i przygnębieni, aż wreszcie zaczęli toczyć ze sobą otwartą wojnę. Jack w wielkiej frustracji zdążył się nawet zaciągnąć do wojska, odbyć służbę w Iraku i wrócić jako weteran. Jego nagrodą miała być wierna, czekająca na powrót, wreszcie ciężarna żona. Narodziny Mony przyniosły jednak wielkie rozczarowanie. Och, Jack tak bardzo chciał mieć syna.
Rodzice traktowali dziewczynkę, jak swoją życiową porażkę, ale jednocześnie wymagali od niej ogromnego zaangażowania właściwie we wszystko. We wszystko, co tylko zamarzyło się ojcu. To nie tak, że państwo Campbell nie chcieli mieć drugiego dziecka - Jack spłodziłby ich kilkanaście, gdyby tylko mógł, ale lata mijały, a Mona pozostawała jedynaczką. Zrezygnowany ojciec postanowił wychować córkę po męsku, twardą ręką. Gdy tylko podrosła, ściął jej włosy na krótko myśliwskim nożem. Nie bawiła się lalkami, a wypchanymi zwierzątkami i kawałkami skór, czy porożami. Nie pamiętała sukienek i czesania w dobierańce.
Jack na pierwszy pokot zabrał Monę, gdy tamta miała cztery lata. Od tamtej pory martwe zwierzęta miały stać się dla niej normalnym widokiem... ale finalnie nigdy do nich nie przywykła. Nie cierpiała śmierci. Mimo wszystko, dziewczynka wiedziała, że musiała spełniać wymagania ojca, bo życie w tym domu nie było łatwe. Była świadoma, że dumny ojciec to spokojny wieczór, bez wyzwisk i sinego policzka, a synonimem dumy dla starego Campbella był zapach świeżej posoki. Mona nie pamięta zbyt wielu uśmiechów Jacka, ale mogłaby przysiąc, że widziała jeden z nich, gdy po raz pierwszy, w wieku sześciu lat pociągnęła za spust. On naprawdę kochał śmierć.
Ojciec Mony był tyranem, ale i matka nie była lepsza, uznając każde słowo męża za święte. Dziewczynka była przekonana, że oboje nienawidzą jej tylko dlatego, że nie urodziła się chłopcem. Nocami modliła się o brata, marząc o spokoju i życiu bez strachu przed ojcowskim pasem. Udało się, Jack Junior przyszedł na świat, gdy miała siedem lat. Niestety, jego narodziny zabrały życie Suzie, a jej odejście powołało na świat nową frustrację Jacka, którego temperament nie wydawał się ostudzić choć odrobinę. Nie był dobrym ojcem dla żadnego ze swoich dzieci. Od tamtej pory Mona nie modliła się już o bezpieczeństwo swoje, a brata.
Choć nadal nie było łatwo, nastroje w domu uległy pewnemu przepoczwarzeniu. Mona mogła zapuścić włosy, wybierać własne ubrania, czy spędzić czas na placu zabaw z koleżankami, a nie w leśnej kniei. Rodzic jednak i tak zadbał o to, by nigdy nie czuła się beztrosko, czy po prostu *bezpiecznie*. Z biegiem lat zmartwienia dziewczyny przybrały po prostu inny kierunek. Tak, jak się spodziewała, JJ miał podążać za męsko męskim modelem wychowania jej ojca, nie pasując do niego zupełnie. Nie chciał zabijać zwierząt, a być ich przyjacielem. Był wrażliwym, niewinnym dzieckiem. Mo przysięgła sobie, że kiedyś wyciągnie go z tego bagna. Musiała.
Choć nadal nie było łatwo, nastroje w domu uległy pewnemu przepoczwarzeniu. Mona mogła zapuścić włosy, wybierać własne ubrania, czy spędzić czas na placu zabaw z koleżankami, a nie w leśnej kniei. Rodzic jednak i tak zadbał o to, by nigdy nie czuła się beztrosko, czy po prostu *bezpiecznie*. Z biegiem lat zmartwienia dziewczyny przybrały po prostu inny kierunek. Tak, jak się spodziewała, JJ miał podążać za męsko męskim modelem wychowania jej ojca, nie pasując do niego zupełnie. Nie chciał zabijać zwierząt, a być ich przyjacielem. Był wrażliwym, niewinnym dzieckiem. Mo przysięgła sobie, że kiedyś wyciągnie go z tego bagna. Musiała.
Dziewczyna nie zliczy policzków, które jej przypadły za stawanie w obronie brata, czy protestowanie wobec zabierania go na kolejne polowania. Od zawsze walczyła, z wiekiem tylko nabierając odwagi i zmieniając taktykę. Planowała mądrze, była cierpliwa. Mimo wszystko znosiła wszelkiego rodzaju poniżanie i przemoc, grzecznie milcząc, gotując i sprzątając - w końcu wymagania ojca się zmieniły, teraz miała stać się materiałem na idealną żonę. Mona dobrze wiedziała, że tylko właściwą strategią uratuje siebie i brata. Odkąd skończyła piętnaście lat, podejmowała się nawet najmniejszej pracy. Zajmowała się dziećmi, kosiła trawniki, czy dorabiała jako kelnerka. Skrupulatnie odkładała każdy grosz, planując nowe życie. Ojciec czuł, że kiedyś, właśnie dzięki jej zaangażowaniu straci kontrolę nad synem. Kilka miesięcy przez bieżącymi wydarzeniami przyłapał ją na dorabianiu w miejscowym barze i zlał tak mocno, że przez tydzień nie chodziła do szkoły. Nienawidził jej, ale Mo bardzo dobrze o tym wiedziała i podobna sytuacja jedynie dawała jej siłę do zmian. Nie poddawała się, nadal grając role, które musiała - była zdolną uczennicą, zabawną koleżanką i kochającą siostrą. Bała się, ale nie mogła porzucić marzenia o niezależności. Najbardziej w pamięci dziewczyny utknęło pijackie wyznanie ojca, który w alkoholowym bełkocie wyznał Monie, że kiedyś, zabierając ją na jeden z licznych obchodów po lesie, planował ją po prostu w nim pozostawić, wcześniej pomagając naturze i aranżując nieszczęśliwy wypadek. Podobna wizja stała się dla niej groteskowym symbolem i największym zapalnikiem do działania. Wiedziała, że nie ma nic do stracenia. Ucieknie, gdy tylko pojawi się taka możliwość.
W szkole nigdy nie miała szczególnych problemów, choć musiała stać się ekspertką od wywijania z nastoletnich imprez. Nie miała czasu, musiała pracować i zajmować się bratem. Gdy tylko mogła, próbowała urabiać ojca, że naprawdę kocha z nim polować i to ją powinien zabrać na to kolejne, bardzo ważne, sezonowe polwanie, a nie Jacka. Stała się mistrzynią układania peanów o zakładaniu nielegalnych wnyków i kłusowaniu, czy zabijaniu młodych zwierząt, które w świetle prawa łowieckiego miały być nietykalne. W oczach starego wygi chciała być pierdoloną Dianą, byle tylko dał spokój jej bratu. Chciała, by chociaż jedno z dzieci Campbellów miało szczęśliwe dzieciństwo.
Mona choć przez większość życia była w duchu głęboko przygnębiona, swojego rodzaju odskocznię od rzeczywistości znalazła w Internecie. Odkąd tylko zarobiła na komputer - pisała, grała i oglądała, gdy tylko znalazła wolną chwilę. W sieci mogła być zupełnie inną osobą. Tam była po prostu szczęśliwa i wyluzowana. Nikt nie musiał wiedzieć, że jej ojciec to tyran, nie widział jej siniaków, które z uporem maniaka ukrywała makijażem, czy nie dopytywał się usilnie dlaczego nie może przyjść na sobotnią imprezę. Nikt nie dopytywał. Czuła się wolna, a to właśnie wolności zawsze jej brakowało.
Teraz, gdy nowa rzeczywistość poniekąd przewrotnie dała jej szansę na zupełnie nowe życie, przede wszystkim chce zadbać o swojego brata... no i choć trochę odpocząć, odkryć samą siebie, której tak naprawdę nigdy nie miała okazji poznać. Zaczyna z białą kartą.