Przychodzę z —> Potok w Evergreen
Wracała razem z Rickardem do Evergreen od strony potoku, gdzie odbyli ze sobą prywatną rozmowę. Wyszło z niej kilka rzeczy i generalnie sprawy na razie potoczyły się po myśli Claire, jeśli chodziło o uczestnictwo osób w ich planie. Czuła ulgę, że wujek był skory im pomóc. Nawet się zdawało, że może im towarzyszyć do Breckenridge. Nie spodziewałaby się niczego innego. W końcu zamierzali tam zabrać Lucy, aby jej pomóc. Nie wyobrażała sobie, aby jej ojciec ją po prostu odesłał i sam tu został. Jak już byli w obozowisku, to się rozstali. White stwierdził, że pójdzie poszukać reszty, czyli Echo, Sary i Kate. To był dobry ruch. W końcu we czwórkę musieli jakoś wydostać stąd Lucy i Henry'ego. W zasadzie można powiedzieć, że ich czekała najtrudniejsza część tego planu.
Jak już była blisko przyczepy, to zauważyła, że nikogo przy niej nie było. "Może są w środku?" Ta myśl pokierowała Claira w stronę drzwi do dusznego pomieszczenia. Nie było to doświadczenie, które chciała powtarzać. Dodajcie do tego fakt, że ponownie mogła zobaczyć tam swojego umierającego ojca. Jeszcze przed wejściem wzięła głęboki oddech i to nie dlatego, że czuła, jakby miała się w środku udusić. To był bardziej gest mający na celu uspokoić jej skołatane nerwy.
— Hej... — zwróciła się do Adrienne i Malcolma nieco zmęczonym, monotonnym głosem. Zdając sobie z tego sprawę po fakcie, odkaszlnęła lekko pod nosem, rozglądając się po rannych. Skupiła dłużej wzrok na swoim tacie, podchodząc do niego bliżej. Złapała jego dłoń w swoje własne, obie. Pomasowała kciukami zewnętrzną część jego dłoni, która była spocona i jakby nieco gumowata. Nie napawało ją to optymizmem.
— Jakieś zmiany? — nie spodziewała się żadnych nowości. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że było bez zmian. Ani lepiej, ani specjalnie gorzej. Chyba jedyne, co mogło być gorsze, to gdyby umarł, jeśli relacja Malcolma z wcześniej coś mogła sugerować, jeśli chodziło o to, jak źle było z Williamsem. Po chwili puściła dłoń ojca, usiadł na jednym z krzeseł i wypuściła powietrze z płuc, nieco bezwładnie rozkładając się na meblu. Od dawna nie miała okazji po prostu usiąść, a przecież wiedziała, że za niedługo będą musieli ruszać.
— Porozmawiałam z Rickardem — wreszcie się odezwała na temat, który zapewne nurtował jej towarzyszy. Spojrzała na nich, opierając łokcie o kolana, a dłonie zwisając swobodnie w dół — Zgodził się nam pomóc. W końcu chodzi tu o jego córkę — spojrzała na moment na Lucy, by wkrótce ponownie spojrzeć na swoich rozmówców — Plan jest bez zmian. My wyruszamy po auta, a w międzyczasie Echo, Kate, Rickard i Sara spróbują znaleźć sposób na wydostanie Lucy i mojego ojca stąd. Najlepiej bez alarmowania innych. Mam taką nadzieję — westchnęła ciężko, po czym oparła się plecami o oparcie krzesła i przejechała ręką po włosach niczym grzebieniem.
— Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to spotykamy się w miejscu zbiórki. Tam, gdzie nocowaliśmy ostatnio — dodała, przyglądając się im swoimi brązowymi ślepiami.
@Adrienne Davout @Mistrz Gry Maggie @Malcolm Hopkins
Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
2
Sil
0
Zmy
1
Cha
1
Zre
1
Int
1
Szc
1
Nóż myśliwski, beretta m9 + 2 magazynki (30 naboi), zdjęcie rodzinne, stary, zmodyfikowany iPod, słuchawki douszne, krótkofalówka, plecak trekkingowy, ładowarka Dynamo, butelka wody (0.5 RW), prowiant (batonik miodowo-żurawinowy, kawałek suchego mięsa, czekolada - 1 RŻ), latarka
Zdrowa
Przy sobie:
Nóż myśliwski, beretta m9 + 2 magazynki (30 naboi), zdjęcie rodzinne, stary, zmodyfikowany iPod, słuchawki douszne, krótkofalówka, plecak trekkingowy, ładowarka Dynamo, butelka wody (0.5 RW), prowiant (batonik miodowo-żurawinowy, kawałek suchego mięsa, czekolada - 1 RŻ), latarka
Zdrowa
Przyczepa pierwszej pomocy
Adrienne Davout
Wyt
Sil
Zmy
Cha
Zre
Int
Szc
Przy sobie:
62
- W takim razie będę zmuszona wystawić ci najwyżej dwie gwiazdki na pięć na google. Nie mieć lizaków w tak istotnym ośrodku, skandal.
Przez chwilę kontynuowała jeszcze robienie dobrej miny do złej gry. Ech, stare dobre czasy, kiedy to głupi wpis w internecie był wystarczającym powodem do zmartwień, tudzież toczenia piany z pyska.
- On może niech lepiej trzyma się swojej twórczej niszy.
Dodała, niespecjalnie spiesząc się do odsłaniania pleców przez Bogusiem - powiedzmy iż była to osoba daleka od jej gustu. Już prędzej odczuwałaby do niego jakąś formę magnetyzmu, gdyby stał się zgniłkiem, i to za pośrednictwem jakiegoś żelastwa dzierżonego w dłoni.
Adrienne przysiadła przed przyczepą i zrobiła to co każdy trep posadzony na czuwaniu - wyłączyła myśli i od czasu do czasu rozejrzała się na boki. Absolutnie żadnych przemyśleń, dobrych lub złych, zero podnoszenia się na duchu lub dołowania bardziej wszelkimi scenariuszami z kategorii: a co jeśli...
Podejście do trudności niczym robot miało swoje zalety, grunt to skupić się na danym zadaniu. W tym wypadku tak długo jak żaden inny tubylec ich nie zaczepiał oraz z wnętrza przyczepy nie dochodziły odgłosy świadczące o przemianie mężczyzny w żywego trupa, wszystko było cacy. Na resztę przyjdzie niebawem czas.
Dopiero widząc w oddali zmierzającą w ich kierunku Claire wstała, weszła do przyczepy, ułożyła dłoń na ramieniu Malcolma i lekko nim potrząsnęła - dla wyrwania go z letargu. Zaraz też skinęła głową w stronę wejścia, gdzie też po chwili pojawiła się Williams. Z kolei jedyną odpowiedzią na jej pytanie było zaprzeczające pokręcenie głową w wykonaniu Davout. Wolała unikać słów typu: chujowo jak wcześniej, z lekkim spadkiem wynikającym z postępującym zakażeniem i brakiem skutecznej pomocy w odpowiednim czasie.
To oczywiste, acz czasem wypowiedzenie prawdy na głos przynosiło gorszy skutek niż sama świadomość takowej.
Wysłuchała co dziewczyna miała do powiedzenia i dopiero wtedy zabrała głos.
- W takim razie nie zwlekajmy, zwłaszcza że i tak mamy dwa miejsca do obskoczenia.
Raz, jej ford transit. Dwa, auto należące do ekipy za Breckenridge, gdzie i tak miała czekać dwójka dodatkowych pasażerów. Trzy, nie było powiedziane, iż wszystko po ich stronie pójdzie jak składka lub sytuacja nie zrobi się gorąca z powodu nieporozumienia przy ulatnianiu się części obozowiczów z Evergreen. Na dodatek nadmiar zombie mógł wystąpić na każdym etapie i mocno opóźnić realizację zadania.
Zgarnęła swoje rzeczy i była gotowa do drogi.
@Mistrz Gry Maggie
@Malcolm Hopkins
@Claire Williams
Przez chwilę kontynuowała jeszcze robienie dobrej miny do złej gry. Ech, stare dobre czasy, kiedy to głupi wpis w internecie był wystarczającym powodem do zmartwień, tudzież toczenia piany z pyska.
- On może niech lepiej trzyma się swojej twórczej niszy.
Dodała, niespecjalnie spiesząc się do odsłaniania pleców przez Bogusiem - powiedzmy iż była to osoba daleka od jej gustu. Już prędzej odczuwałaby do niego jakąś formę magnetyzmu, gdyby stał się zgniłkiem, i to za pośrednictwem jakiegoś żelastwa dzierżonego w dłoni.
Adrienne przysiadła przed przyczepą i zrobiła to co każdy trep posadzony na czuwaniu - wyłączyła myśli i od czasu do czasu rozejrzała się na boki. Absolutnie żadnych przemyśleń, dobrych lub złych, zero podnoszenia się na duchu lub dołowania bardziej wszelkimi scenariuszami z kategorii: a co jeśli...
Podejście do trudności niczym robot miało swoje zalety, grunt to skupić się na danym zadaniu. W tym wypadku tak długo jak żaden inny tubylec ich nie zaczepiał oraz z wnętrza przyczepy nie dochodziły odgłosy świadczące o przemianie mężczyzny w żywego trupa, wszystko było cacy. Na resztę przyjdzie niebawem czas.
Dopiero widząc w oddali zmierzającą w ich kierunku Claire wstała, weszła do przyczepy, ułożyła dłoń na ramieniu Malcolma i lekko nim potrząsnęła - dla wyrwania go z letargu. Zaraz też skinęła głową w stronę wejścia, gdzie też po chwili pojawiła się Williams. Z kolei jedyną odpowiedzią na jej pytanie było zaprzeczające pokręcenie głową w wykonaniu Davout. Wolała unikać słów typu: chujowo jak wcześniej, z lekkim spadkiem wynikającym z postępującym zakażeniem i brakiem skutecznej pomocy w odpowiednim czasie.
To oczywiste, acz czasem wypowiedzenie prawdy na głos przynosiło gorszy skutek niż sama świadomość takowej.
Wysłuchała co dziewczyna miała do powiedzenia i dopiero wtedy zabrała głos.
- W takim razie nie zwlekajmy, zwłaszcza że i tak mamy dwa miejsca do obskoczenia.
Raz, jej ford transit. Dwa, auto należące do ekipy za Breckenridge, gdzie i tak miała czekać dwójka dodatkowych pasażerów. Trzy, nie było powiedziane, iż wszystko po ich stronie pójdzie jak składka lub sytuacja nie zrobi się gorąca z powodu nieporozumienia przy ulatnianiu się części obozowiczów z Evergreen. Na dodatek nadmiar zombie mógł wystąpić na każdym etapie i mocno opóźnić realizację zadania.
Zgarnęła swoje rzeczy i była gotowa do drogi.
@Mistrz Gry Maggie
@Malcolm Hopkins
@Claire Williams
Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
1
Sil
1
Zmy
1
Cha
1
Zre
1
Int
1
Szc
0
wszystko i nic
Boli głowa
Przy sobie:
wszystko i nic
Boli głowa
63
Ekipa opuściła przyczepę pierwszej pomocy. Dochodziło późne południe, a przyjemny, chłodny wiaterek, wiał im w twarze. Było całkiem miło, o wiele lepiej niż wcześniej. Oczywiście nie zważając na inne okoliczności i całą tę sytuację, w jakiej się znaleźli
To dobry czas, by wyrwać się z tego miejsca, i to dość zręcznie. Z okolic jeziora dochodziły jakieś rozmowy i pluskanie się, jednak tak ogólnie, to obóz wcale nie był aż tak zaludniony. Większość osób spędzała czas w przyczepach, ktoś inny jeszcze siedział przy altance. W tle widać było gdzieś Sarę, Nat i inne osoby, które przemknęły im tam gdzieś wcześniej.
Grupa musiała wyjść, jednak którędy będą się kierować, by nie zwracać na siebie zbyt wiele uwagi? Lub być może się rozdzielą, by później, poza obozem, się spotkać? Tak czy siak, musieli wyjść. Siatka jakiś czas temu doznała kilku dziur, które nie były wcale aż tak zręcznie załatane — mogli też przez nią pewnie przeskoczyć, jeśliby chcieli, więc furtki wcale ich aż tak bardzo nie ograniczały. Ponadto są nieco bardziej wyeksponowane, chociaż przy głównej bramie nikogo nie było. Zresztą, czy rzeczywiście ktoś będzie próbował ich zatrzymać? Evegreen wydawało się apatyczne i zmęczone, więc może nikomu nawet nie będzie zależało na tym, że goście wychodzą przed kolacją?
@Claire Williams @Malcolm Hopkins @Adrienne Davout
To dobry czas, by wyrwać się z tego miejsca, i to dość zręcznie. Z okolic jeziora dochodziły jakieś rozmowy i pluskanie się, jednak tak ogólnie, to obóz wcale nie był aż tak zaludniony. Większość osób spędzała czas w przyczepach, ktoś inny jeszcze siedział przy altance. W tle widać było gdzieś Sarę, Nat i inne osoby, które przemknęły im tam gdzieś wcześniej.
Grupa musiała wyjść, jednak którędy będą się kierować, by nie zwracać na siebie zbyt wiele uwagi? Lub być może się rozdzielą, by później, poza obozem, się spotkać? Tak czy siak, musieli wyjść. Siatka jakiś czas temu doznała kilku dziur, które nie były wcale aż tak zręcznie załatane — mogli też przez nią pewnie przeskoczyć, jeśliby chcieli, więc furtki wcale ich aż tak bardzo nie ograniczały. Ponadto są nieco bardziej wyeksponowane, chociaż przy głównej bramie nikogo nie było. Zresztą, czy rzeczywiście ktoś będzie próbował ich zatrzymać? Evegreen wydawało się apatyczne i zmęczone, więc może nikomu nawet nie będzie zależało na tym, że goście wychodzą przed kolacją?
@Claire Williams @Malcolm Hopkins @Adrienne Davout
Informacja od Mistrza Gry
Zmieniam kolejkę, jednak jeśli ktoś ma jakiś palący pomysł, to zapraszam na Fabularnie, żeby go dogadać i wskoczyć wcześniej. Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
2
Sil
0
Zmy
1
Cha
1
Zre
1
Int
1
Szc
1
Nóż myśliwski, beretta m9 + 2 magazynki (30 naboi), zdjęcie rodzinne, stary, zmodyfikowany iPod, słuchawki douszne, krótkofalówka, plecak trekkingowy, ładowarka Dynamo, butelka wody (0.5 RW), prowiant (batonik miodowo-żurawinowy, kawałek suchego mięsa, czekolada - 1 RŻ), latarka
Zdrowa
Przy sobie:
Nóż myśliwski, beretta m9 + 2 magazynki (30 naboi), zdjęcie rodzinne, stary, zmodyfikowany iPod, słuchawki douszne, krótkofalówka, plecak trekkingowy, ładowarka Dynamo, butelka wody (0.5 RW), prowiant (batonik miodowo-żurawinowy, kawałek suchego mięsa, czekolada - 1 RŻ), latarka
Zdrowa
64
— Ruszajmy — odezwała się po sprawdzeniu swoich rzeczy, kiedy jeszcze byli w przyczepie. Poradziła reszcie swoich towarzyszy, by to też uczynili. Nie chcieli niczego robić na widoku, bo mogłoby to zainteresować kogoś nieodpowiedniego. Wszystko miała przy sobie. Jedzenia brakowało i czuła, że była już trochę głodna, ale musi to zostawić na potem. Dobrze, że dzisiaj coś jadła. Pamiętała, że człowiek potrafi bez jedzenia wytrzymać parę dni, więc na ten moment to nie było dla niej priorytetem. Amunicja była, broń gotowa, wszystko okej. Kiedy byli gotowy, to wyszli z przyczepy. Pożegnała jeszcze ojca, wierząc, że może słyszeć, co się wokół niego dzieje. Miała nadzieję, że nie było to ostatnie pożegnanie.
Na zewnątrz przyczepy zaczepiła ich jeszcze Echo. W pierwszej kolejności przekazała Malcolmowi i Adrienne ich krótkofalówki, wyjaśniając kobiecie, że teraz powinna być w stanie skontaktować się z nimi wszystkimi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zasięg powinien im na to pozwolić. Kiedy zrozumiała, że już się wybierają, to życzyła im szczęścia i by na siebie uważali. Tego samego życzyła Claire, do której nagle się przytuliła. Williams odwzajemniła gest, wtulając twarz w ramię Puffin. Blondynka prosiła ją, by wróciła szybko i w jednym kawałku. Może było to odruchowe, ale Claire obiecała, że tak zrobi. Była to obietnica, którą zamierzała spełnić. Po chwili się od siebie odłączyły, a Claire posłała jej lekki, zmęczony uśmiech. Następnie ruszyła za swoimi towarzyszami, oglądając się nieco za siebie, by jeszcze raz spojrzeć na Echo, która zaraz ruszyła gdzieś dalej.
— Hm — mruknęła do siebie pod nosem, obracając ślepia z lewej do prawej, minimalnymi ruchami głowy obserwując obozowisko, kiedy przez nie przechodzili. Nie było za wiele osób, a te, co widziała, były zajęte własnymi sprawami. Od jeziora dochodził jakiś hałas, jakby trwała tam jakaś dobra zabawa w wodzie. Czyżby dla nich sprawa z wyjściem miała się prezentować łatwiej niż dla drugiej grupy?
— Myślę, że powinniśmy spróbować wyjść jednym z wyjść. Nie wiemy, gdzie dokładnie pułapki zostały rozstawione, a na polnej drodze będziemy mieć lepsze szanse coś dojrzeć. Przejdziemy z kilometr lub dwa, a potem wejdziemy z powrotem w las na wypadek, jeśli jednak ktoś próbowałby nas śledzić. Jakieś obiekcje? — zwolniła nieco tempa, by zrównać chód z resztą towarzyszy. Nie chciała kompletnie się zatrzymywać, co żeby nie wyglądali, jakby się naradzali. Mieli być tylko grupką nowoprzybyłych, która... no właśnie, co robili?
— Jakby ktoś pytał, to wychodzimy poszukać zapasów, lekarstw — dodała równie cicho, co wcześniej, aby tylko Adrienne i Malcolm mogli ją usłyszeć. Jeśli byli w zgodzie z jej wcześniej przedstawionym planem, to podpytała Adrienne, aby ich poprowadziła mniej więcej w kierunku, gdzie był jej bus, a następnie poszukaliby wyjścia, które znajdowało się najbliżej tego kierunku, by przez nie wyjść drogą na zewnątrz. Następnie po jakimś kilometrze lub dwóch zeszliby ze ścieżki. Taki był przynajmniej zamysł.
@Malcolm Hopkins @Adrienne Davout @Mistrz Gry Maggie
Na zewnątrz przyczepy zaczepiła ich jeszcze Echo. W pierwszej kolejności przekazała Malcolmowi i Adrienne ich krótkofalówki, wyjaśniając kobiecie, że teraz powinna być w stanie skontaktować się z nimi wszystkimi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zasięg powinien im na to pozwolić. Kiedy zrozumiała, że już się wybierają, to życzyła im szczęścia i by na siebie uważali. Tego samego życzyła Claire, do której nagle się przytuliła. Williams odwzajemniła gest, wtulając twarz w ramię Puffin. Blondynka prosiła ją, by wróciła szybko i w jednym kawałku. Może było to odruchowe, ale Claire obiecała, że tak zrobi. Była to obietnica, którą zamierzała spełnić. Po chwili się od siebie odłączyły, a Claire posłała jej lekki, zmęczony uśmiech. Następnie ruszyła za swoimi towarzyszami, oglądając się nieco za siebie, by jeszcze raz spojrzeć na Echo, która zaraz ruszyła gdzieś dalej.
— Hm — mruknęła do siebie pod nosem, obracając ślepia z lewej do prawej, minimalnymi ruchami głowy obserwując obozowisko, kiedy przez nie przechodzili. Nie było za wiele osób, a te, co widziała, były zajęte własnymi sprawami. Od jeziora dochodził jakiś hałas, jakby trwała tam jakaś dobra zabawa w wodzie. Czyżby dla nich sprawa z wyjściem miała się prezentować łatwiej niż dla drugiej grupy?
— Myślę, że powinniśmy spróbować wyjść jednym z wyjść. Nie wiemy, gdzie dokładnie pułapki zostały rozstawione, a na polnej drodze będziemy mieć lepsze szanse coś dojrzeć. Przejdziemy z kilometr lub dwa, a potem wejdziemy z powrotem w las na wypadek, jeśli jednak ktoś próbowałby nas śledzić. Jakieś obiekcje? — zwolniła nieco tempa, by zrównać chód z resztą towarzyszy. Nie chciała kompletnie się zatrzymywać, co żeby nie wyglądali, jakby się naradzali. Mieli być tylko grupką nowoprzybyłych, która... no właśnie, co robili?
— Jakby ktoś pytał, to wychodzimy poszukać zapasów, lekarstw — dodała równie cicho, co wcześniej, aby tylko Adrienne i Malcolm mogli ją usłyszeć. Jeśli byli w zgodzie z jej wcześniej przedstawionym planem, to podpytała Adrienne, aby ich poprowadziła mniej więcej w kierunku, gdzie był jej bus, a następnie poszukaliby wyjścia, które znajdowało się najbliżej tego kierunku, by przez nie wyjść drogą na zewnątrz. Następnie po jakimś kilometrze lub dwóch zeszliby ze ścieżki. Taki był przynajmniej zamysł.
@Malcolm Hopkins @Adrienne Davout @Mistrz Gry Maggie
Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
1
Sil
0
Zmy
2
Cha
1
Zre
2
Int
3
Szc
1
Pistolet + 3 magazynki (54szt), 2 noże wojskowe, latarka, papierosy, krótkofalówka, zapalniczka, pusty plecak medyczny.
Zdrowy
Przy sobie:
Pistolet + 3 magazynki (54szt), 2 noże wojskowe, latarka, papierosy, krótkofalówka, zapalniczka, pusty plecak medyczny.
Zdrowy
65
Malcolm, mimo widocznego zmęczenia, organizował się tak szybko jak mógł. Ta chwila, którą miał na złapanie oddechu zanim wróciła Claire była zbawienna. Choć otoczenie pozostawiało wiele do życzenia, a patrzenie na męczącego się Henry’ego niemal fizycznie bolało, Medyk cieszył się, że mógł posiedzieć na moment w samotności, po prostu gapiąc się w sufit. Ostatecznie przyszła kolej na pakowanie się i sprawdzanie sprzętu. Najwięcej uwagi poświęcił oczywiście plecakowi i zaopatrzeniu medycznemu – zapasy się kurczyły, ale wciąż było tam kilka przydatnych rzeczy. Jeśli ktokolwiek będzie potrzebował świeżych opatrunków był w stanie je zapewnić. To wciąż jednak nie były antybiotyki. Gorzej wyglądały zapasy jedzenia i wody, które w ostatnich dniach mocno się skurczyły. Wciąż mieli jakieś zasoby, ale gdyby ich podróż jednak się wydłużyła, po prostu zaczną głodować. Ich żołądki i tak były już mocno skurczone od ograniczonych racji żywnościowych i dużego wysiłku.
Malcolm przyjął krótkofalówkę, którą skalibrowała dla niego Echo. Pozwolił sobie na pożegnanie dziewczyny mocnym uściskiem – choć w teorii wszyscy mieli się niedługo spotkać, nikt nie mógł przewidzieć co zastanie ich w centrum Denver. Nie chciał opuszczać Puffin bez słowa.
Zwiadowca nie sądził, że Evergreen będzie przejęte ich wyjściem poza obóz, prawdę mówiąc sądził, że to zniknięcie pozostanie względnie niezauważone. Ludzie w tym miejscu mieli wystarczająco dużo własnych problemów, dokładanie sobie zmartwień w postaci trójki obcych ludzi zapewne nie brzmiało zbyt kusząco. Właśnie dlatego Malcolm przystał na propozycję Claire – wyjdą jednym z wyjść, tym wskazanym przez Adrienne jako najbardziej dogodnym do dalszej wędrówki.
— Oczywiście, proszę mi uwierzyć, jestem lekarzem, idziemy po sprzęt medyczny — rzucił Hopkins gdzieś w eter, gdy przemierzali kolejne metry obozu. Jeśli faktycznie udało im się opuścić teren bez problemu, po prostu szedł obok Claire, jak zawsze czujny i gotowy do akcji. Z uwagą obserwował również Davout, która przez ranę na nodze zdecydowanie poruszała się wolnej. Był gotowy jej pomóc, jeśli tylko wyrazi taką prośbę. Docelowo, jak powiedziała Williams, mierzyli w nieco bardziej zalesione tereny, by ukryć się przed wzrokiem ewentualnych gapiów. Było też mniejsze prawdopodobieństwo, że natrafią tam na trupy.
@Adrienne Davout @Mistrz Gry Maggie @Claire Williams
Malcolm przyjął krótkofalówkę, którą skalibrowała dla niego Echo. Pozwolił sobie na pożegnanie dziewczyny mocnym uściskiem – choć w teorii wszyscy mieli się niedługo spotkać, nikt nie mógł przewidzieć co zastanie ich w centrum Denver. Nie chciał opuszczać Puffin bez słowa.
Zwiadowca nie sądził, że Evergreen będzie przejęte ich wyjściem poza obóz, prawdę mówiąc sądził, że to zniknięcie pozostanie względnie niezauważone. Ludzie w tym miejscu mieli wystarczająco dużo własnych problemów, dokładanie sobie zmartwień w postaci trójki obcych ludzi zapewne nie brzmiało zbyt kusząco. Właśnie dlatego Malcolm przystał na propozycję Claire – wyjdą jednym z wyjść, tym wskazanym przez Adrienne jako najbardziej dogodnym do dalszej wędrówki.
— Oczywiście, proszę mi uwierzyć, jestem lekarzem, idziemy po sprzęt medyczny — rzucił Hopkins gdzieś w eter, gdy przemierzali kolejne metry obozu. Jeśli faktycznie udało im się opuścić teren bez problemu, po prostu szedł obok Claire, jak zawsze czujny i gotowy do akcji. Z uwagą obserwował również Davout, która przez ranę na nodze zdecydowanie poruszała się wolnej. Był gotowy jej pomóc, jeśli tylko wyrazi taką prośbę. Docelowo, jak powiedziała Williams, mierzyli w nieco bardziej zalesione tereny, by ukryć się przed wzrokiem ewentualnych gapiów. Było też mniejsze prawdopodobieństwo, że natrafią tam na trupy.
@Adrienne Davout @Mistrz Gry Maggie @Claire Williams
Przyczepa pierwszej pomocy
Adrienne Davout
Wyt
Sil
Zmy
Cha
Zre
Int
Szc
Przy sobie:
66
Odgłosy dochodzące z jeziora dobrze wróżył, im bardziej w zabawę zaangażowaliby się tubylcy, tym łatwiej będzie czmychnąć zarówno im jak i osobom mającym przenieść Henrego i Lucy. Oby tylko alkoholu, fajek, dragów czy co tam brali, im nie brakło. Prawdę mówiąc ekwiwalent sylwestra byłby mile widziany.
Odebrała od Echo krótkofalówkę, po czym skinęła głową. W końcu była tutaj niejako pasażerką-prawie-na-gapę, toteż nie powinno dziwić, iż po niespełna dwóch dniach znajomości Davout nie będzie tą wylewną osóbką.
- Żywy dowód na potrzebę pozyskania leków macie między sobą, a i może nieco plotek się po okolicy rozeszło co do rodzinnych powiązań. Trudno o sensowniejszą wymówkę.
Wtrąciła swoje trzy grosze, a obiekcji do planu Claire nie miała. Zapewne w oczach większości byli wielką niewiadomą i kolejnymi gębami do wykarmienia, więc ich wyjście powinno być mieszkańcom Evergreen na rękę. Co do samej trasy, grunt to iść drogą umożliwiającą wypatrzenie tych dziadowskich pułapek - a później zejść światu z oczu i maszerować podobnym szlakiem jakim pierwotnie tutaj trafili.
W międzyczasie Davout lekko rozprostowała kości, a konkretnie karczek - niby niewinna rzecz ale pozwalała na rzut oka na okolicę, co by upewnić się iż żaden tubylec nie znajdował się w okolicy. Jeśli tak było, wspomniałaby o kierunku marszu: względem osiedla domków w którym spędzili noc, na południowy zachód - jeśli fragmenty zabudowy znajdowałyby się w zasięgu wzroku, byliby blisko. Wtedy sztuka polegała na znalezieniu czterokołowego żelastwa w lasku, którego ciężko podejrzewać o taki skarb dodatkowo pokryty gałązkami i innym tałatajstwem tego typu.
Z jednej strony w jej interesie było nie wykładać wszystkich kart na stół, choć nic nie wskazywała na to aby trafiła na grupkę skłonną do zrobienia kogoś w konia. Z drugiej gdyby coś jej się stało, a bądźmy szczerzy z uszkodzoną nogą miałaby najprędzej przesrane, to przynajmniej reszta będzie miała pojęcie gdzie szukać auta i ratować własne tyłki. Ot drobny dylemat, który miała w międzyczasie, by ostatecznie postawić na bardziej altruistyczną opcję.
@Mistrz Gry Maggie
@Claire Williams
@Malcolm Hopkins
Odebrała od Echo krótkofalówkę, po czym skinęła głową. W końcu była tutaj niejako pasażerką-prawie-na-gapę, toteż nie powinno dziwić, iż po niespełna dwóch dniach znajomości Davout nie będzie tą wylewną osóbką.
- Żywy dowód na potrzebę pozyskania leków macie między sobą, a i może nieco plotek się po okolicy rozeszło co do rodzinnych powiązań. Trudno o sensowniejszą wymówkę.
Wtrąciła swoje trzy grosze, a obiekcji do planu Claire nie miała. Zapewne w oczach większości byli wielką niewiadomą i kolejnymi gębami do wykarmienia, więc ich wyjście powinno być mieszkańcom Evergreen na rękę. Co do samej trasy, grunt to iść drogą umożliwiającą wypatrzenie tych dziadowskich pułapek - a później zejść światu z oczu i maszerować podobnym szlakiem jakim pierwotnie tutaj trafili.
W międzyczasie Davout lekko rozprostowała kości, a konkretnie karczek - niby niewinna rzecz ale pozwalała na rzut oka na okolicę, co by upewnić się iż żaden tubylec nie znajdował się w okolicy. Jeśli tak było, wspomniałaby o kierunku marszu: względem osiedla domków w którym spędzili noc, na południowy zachód - jeśli fragmenty zabudowy znajdowałyby się w zasięgu wzroku, byliby blisko. Wtedy sztuka polegała na znalezieniu czterokołowego żelastwa w lasku, którego ciężko podejrzewać o taki skarb dodatkowo pokryty gałązkami i innym tałatajstwem tego typu.
Z jednej strony w jej interesie było nie wykładać wszystkich kart na stół, choć nic nie wskazywała na to aby trafiła na grupkę skłonną do zrobienia kogoś w konia. Z drugiej gdyby coś jej się stało, a bądźmy szczerzy z uszkodzoną nogą miałaby najprędzej przesrane, to przynajmniej reszta będzie miała pojęcie gdzie szukać auta i ratować własne tyłki. Ot drobny dylemat, który miała w międzyczasie, by ostatecznie postawić na bardziej altruistyczną opcję.
@Mistrz Gry Maggie
@Claire Williams
@Malcolm Hopkins
Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
1
Sil
1
Zmy
1
Cha
1
Zre
1
Int
1
Szc
0
wszystko i nic
Boli głowa
Przy sobie:
wszystko i nic
Boli głowa
67
Marsz w tamte strony był naprawdę przyjemny, oczywiście nie zważając na okoliczności. Stres związany z wychodzeniem z tego przedziwnego miejsca powoli wydawał się rozpływać, ponieważ lokalni tubylcy nie wydawali się aż tak bardzo zainteresowani tym, że ekipa wychodzi.
Z okolic jeziora nadal dochodziły jakieś pluski, części obozowiczów nawet nigdzie nie było na widoku. Jedynie Anthony siedzący pod altanką spojrzał w ich stronę, jednak nie należał do osób, które reagowały na takie sytuacje. Nie lubił konfrontacji, więc w milczeniu odprowadził ich wzrokiem. Z innej strony obozu też słychać było jakieś rozmowy. To miejsce żyło, jednak w dość nieprzyjemny sposób — niczym spoglądanie w jakąś otchłań i zauważanie większej i większej ilości niepożądanych robali, które kamuflują się w otoczeniu.
Z innych stron dochodziły jakieś inne rozmowy, a gdy ekipa wyszła przez jedną z bram i zaczęła podążać, dokładnie patrząc pod nogi, byli już nieco dalej. Jedynie trzeszczenie krótkofalówki na pożegnanie sprawiło, że pewna forma obaw znów była na stole. Czego mogli chcieć z obozu? A może ekipa złapała jakiś inny sygnał? Nie mogli już wracać i znów ryzykować wyjściem i przejście przez to całe pole minowe — cokolwiek to było.
Grupa dalej zmierzała w kierunku wyznaczonym przez Adrienne, i tak jak obiecała — po jakimś czasie znaleźli się przy samochodzie, który pozostawiła. Samochód wydawał się w dobrym stanie, tak jak o zostawiła. Jedyne, co przyciągało wzrok, to obecność trójki trupów, która obijała się o siebie gdzieś tam w lesie. Ekipa nie będzie musiała się nimi szczególnie przejmować, jeszcze nie.
Ade jednak była w nieco gorszej formie. Noga, na której kroczyła, zaczynała boleć bardziej i bardziej. Pot dostawał się w tamte okolice, a opatrunek, który wcześniej założył Malcolm, przesiąkał krwią. Rana piekła i wydawała się nieco opuchnięta.
Dalej na: viewtopic.php?p=3335#p3335
Kolejka: @Claire Williams @Malcolm Hopkins @Adrienne Davout
Z okolic jeziora nadal dochodziły jakieś pluski, części obozowiczów nawet nigdzie nie było na widoku. Jedynie Anthony siedzący pod altanką spojrzał w ich stronę, jednak nie należał do osób, które reagowały na takie sytuacje. Nie lubił konfrontacji, więc w milczeniu odprowadził ich wzrokiem. Z innej strony obozu też słychać było jakieś rozmowy. To miejsce żyło, jednak w dość nieprzyjemny sposób — niczym spoglądanie w jakąś otchłań i zauważanie większej i większej ilości niepożądanych robali, które kamuflują się w otoczeniu.
Z innych stron dochodziły jakieś inne rozmowy, a gdy ekipa wyszła przez jedną z bram i zaczęła podążać, dokładnie patrząc pod nogi, byli już nieco dalej. Jedynie trzeszczenie krótkofalówki na pożegnanie sprawiło, że pewna forma obaw znów była na stole. Czego mogli chcieć z obozu? A może ekipa złapała jakiś inny sygnał? Nie mogli już wracać i znów ryzykować wyjściem i przejście przez to całe pole minowe — cokolwiek to było.
Grupa dalej zmierzała w kierunku wyznaczonym przez Adrienne, i tak jak obiecała — po jakimś czasie znaleźli się przy samochodzie, który pozostawiła. Samochód wydawał się w dobrym stanie, tak jak o zostawiła. Jedyne, co przyciągało wzrok, to obecność trójki trupów, która obijała się o siebie gdzieś tam w lesie. Ekipa nie będzie musiała się nimi szczególnie przejmować, jeszcze nie.
Ade jednak była w nieco gorszej formie. Noga, na której kroczyła, zaczynała boleć bardziej i bardziej. Pot dostawał się w tamte okolice, a opatrunek, który wcześniej założył Malcolm, przesiąkał krwią. Rana piekła i wydawała się nieco opuchnięta.
Dalej na: viewtopic.php?p=3335#p3335
Kolejka: @Claire Williams @Malcolm Hopkins @Adrienne Davout
Przyczepa pierwszej pomocy
Kate Lawson
Wyt
Sil
Zmy
Cha
Zre
Int
Szc
Przy sobie:
68
Przejście z...
Wszystko zaczynało się pięknie układać, jelonek przeżył, Rosabelle odwróciła uwagę Caseya, a ona spokojnie mogła ruszyć do przyczepy. Nie takiego widoku jednak zamierzała zastać.
- Co do kukurydzianego chlebika? - rzuciła w eter. Ewakuowali się bez niej? I zabrali jej Lucy bez żadnej informacji? Złapała odruchowo za radio i wcisnęła przycisk zanim dobrze to przemyślała.
- Nie ładnie postąpili, prawda Lil?
- Zjebali na całej linii. Jak mogli nic nie powiedzieć? Przecież mają do cholery radio.
- Tylko wtedy inni by usłyszeli to samo. Może nie chcieli ich alarmować?
- Jebać.
A wtedy dopiero zorientowała się, że trzyma wciśnięte radio. Niemniej kontynuowała.
- Ej kochani, co jest do cholery? Gdzie jest moja Lucy i wasza reszta? Znikam na pięć minut a wy sobie wycieczki beze mnie robicie?
Była odrobinkę podminowana w głosie, co mogło sugerować, że Lilith się uruchomiła...trochę.
- Gdzie jesteście mordki? Nie zostawicie chyba słodkiej Kate samej. - dodała sekundę później.
@Mistrz Gry Maggie
Wszystko zaczynało się pięknie układać, jelonek przeżył, Rosabelle odwróciła uwagę Caseya, a ona spokojnie mogła ruszyć do przyczepy. Nie takiego widoku jednak zamierzała zastać.
- Co do kukurydzianego chlebika? - rzuciła w eter. Ewakuowali się bez niej? I zabrali jej Lucy bez żadnej informacji? Złapała odruchowo za radio i wcisnęła przycisk zanim dobrze to przemyślała.
- Nie ładnie postąpili, prawda Lil?
- Zjebali na całej linii. Jak mogli nic nie powiedzieć? Przecież mają do cholery radio.
- Tylko wtedy inni by usłyszeli to samo. Może nie chcieli ich alarmować?
- Jebać.
A wtedy dopiero zorientowała się, że trzyma wciśnięte radio. Niemniej kontynuowała.
- Ej kochani, co jest do cholery? Gdzie jest moja Lucy i wasza reszta? Znikam na pięć minut a wy sobie wycieczki beze mnie robicie?
Była odrobinkę podminowana w głosie, co mogło sugerować, że Lilith się uruchomiła...trochę.
- Gdzie jesteście mordki? Nie zostawicie chyba słodkiej Kate samej. - dodała sekundę później.
@Mistrz Gry Maggie
Przyczepa pierwszej pomocy

Wyt
1
Sil
1
Zmy
1
Cha
1
Zre
1
Int
1
Szc
0
wszystko i nic
Boli głowa
Przy sobie:
wszystko i nic
Boli głowa
69
Przyczepa wydawała się być pusta, pomimo wszechobecnego bałaganu. Wcześniej, będąc tutaj, od razu wydawało się tłoczno przez obecność Lucy i Henry'ego, a po ich zniknięciu, łóżka i kanapy świeciły pustkami. Nawet nie wyglądało na to, że ktokolwiek zabrał ich jakieś dodatkowe rzeczy. Po szafkach i stołach walały się głównie śmieci i puste pudełka po różnych lekach, jedzeniu czy przyborach medycznych — na próżno szukać tutaj czegokolwiek użytecznego.
No i nie było też żadnych znaków, okruszków chleba czy czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić Kate na dobry trop. Lucy po prostu rozpłynęła się w powietrzu, podobnie jak wcześniej, aczkolwiek cały ten dzień wydawał się niezwykle dziwny i pełen podejrzanych zdarzeń — zjawienie się tutaj, przybycie reszty, znalezienie Lucy i ten łoś nieopodal. Co się tutaj działo?
Poza tym na radiu spotkała ja cisza, chociaż jej krótkofalówka i tak nie miała się najlepiej. Evergreen i reszta miejsc, w których znajdowali się inni była dość od siebie oddalona, więc radio nie działało aż tak dobrze jak, chociażby w Breckenridge. Czasem niektórzy coś mówili i przycinało, czasami niektóre wiadomości zupełnie nie dochodziły do Kate i innych. Możliwe, że bateria w niektórych krótkofalówkach również była dość słaba. Jednak kto to do końca wie? Trzeba na spokojnie usiąść i zbadać urządzenie, jednak nie teraz. Było naprawdę ciemno.
Gdyby Kate się rozejrzała, zauważyłaby Casey'a chodzącego po obozie i szukającego Rosabelle z latarką i bronią. Ponadto wyglądało na to, że gdzieś w okolicach płotu była dziura, ponieważ jeden czy dwa zbłąkane trupy zaczęły chodzić po obozie. Nikt jednak nie bił na alarm, nikt nie atakował. To miejsce było niezwykle prowizoryczne i nie mieli jakichś systemów bezpieczeństwa.
Evergreen nigdy nie było specjalnie przytulnym miejscem, jednak teraz, szczególnie w nocy, wydawało się naprawdę przerażające.
Czy Casey będzie zły, jak ją spotka? Czy może Kate pierw wpadnie na Rosabelle? Gdzie jest Lucy i czy niebezpieczne zwierze w okolicach lasu może im zagrozić? Rozwścieczony łoś może nieźle skomplikować ich plan. Kate będzie musiała uważać, w którą stronę będzie szła i dokąd. Gdzie byli jej znajomi, Audrey i inne przyjazne twarze, które spotkała wcześniej w Evergreen?
@Kate Lawson
No i nie było też żadnych znaków, okruszków chleba czy czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić Kate na dobry trop. Lucy po prostu rozpłynęła się w powietrzu, podobnie jak wcześniej, aczkolwiek cały ten dzień wydawał się niezwykle dziwny i pełen podejrzanych zdarzeń — zjawienie się tutaj, przybycie reszty, znalezienie Lucy i ten łoś nieopodal. Co się tutaj działo?
Poza tym na radiu spotkała ja cisza, chociaż jej krótkofalówka i tak nie miała się najlepiej. Evergreen i reszta miejsc, w których znajdowali się inni była dość od siebie oddalona, więc radio nie działało aż tak dobrze jak, chociażby w Breckenridge. Czasem niektórzy coś mówili i przycinało, czasami niektóre wiadomości zupełnie nie dochodziły do Kate i innych. Możliwe, że bateria w niektórych krótkofalówkach również była dość słaba. Jednak kto to do końca wie? Trzeba na spokojnie usiąść i zbadać urządzenie, jednak nie teraz. Było naprawdę ciemno.
Gdyby Kate się rozejrzała, zauważyłaby Casey'a chodzącego po obozie i szukającego Rosabelle z latarką i bronią. Ponadto wyglądało na to, że gdzieś w okolicach płotu była dziura, ponieważ jeden czy dwa zbłąkane trupy zaczęły chodzić po obozie. Nikt jednak nie bił na alarm, nikt nie atakował. To miejsce było niezwykle prowizoryczne i nie mieli jakichś systemów bezpieczeństwa.
Evergreen nigdy nie było specjalnie przytulnym miejscem, jednak teraz, szczególnie w nocy, wydawało się naprawdę przerażające.
Czy Casey będzie zły, jak ją spotka? Czy może Kate pierw wpadnie na Rosabelle? Gdzie jest Lucy i czy niebezpieczne zwierze w okolicach lasu może im zagrozić? Rozwścieczony łoś może nieźle skomplikować ich plan. Kate będzie musiała uważać, w którą stronę będzie szła i dokąd. Gdzie byli jej znajomi, Audrey i inne przyjazne twarze, które spotkała wcześniej w Evergreen?
@Kate Lawson
Przyczepa pierwszej pomocy
Kate Lawson
Wyt
Sil
Zmy
Cha
Zre
Int
Szc
Przy sobie:
70
Pozostawanie tutaj nie miało najmniejszego sensu. Wszyscy z Breckenridge uciekli w kierunku domu, a tutaj nie było nikogo na kim by jej specjalnie zależało. I chociaż wydawałoby się, że Kate nie ma serca, to zabolał ją fakt, że ją tutaj zostawili. To była jednak ta bardziej wrażliwa jej część, Lilith miała zupełnie inne zdanie na ten temat. Po prostu od zawsze wiedziała, że ludzie z Breckenridge mają ją za zbędny balast.
- Zabrali ją Kate. Zadbają o nią, my musimy ruszyć swoją drogą, nigdy nas nie potrzebowali, mówiłam ci to nie raz.
Mówiła do siebie, dając smutkowi i uczuciu porzucenia przejąć kontrolę, a to była domena Lilith.
- Może...chyba masz rację. Lucy i tak nie wybaczyłaby mi zabicia jej ojca.
- Dobiłaś go tylko, to tamta lala go zabiła. Ale fakt, kto by to rozróżniał.
Dłonią zaciągnęła włosy sprzed twarzy do tyłu i nagle wyglądała, jakby sama miała ruszyć na armię sztywnych. Nie była jednak głupia, po prostu musiała stąd znikać, do rana zaroi się tu od trupów. Chwyciła solidnie Pana Tłuczka, a nóż miała na podorędziu przy pasie. Nie miała pojęcia w jakim kierunku ruszyć, ale miała mapę i kompas, jednak zanim obierze jakiś kierunek, musi znaleźć bezpieczniejsze miejsce. Na pewno nie tutaj.
Cicho otworzyła drzwi przyczepy aby nie narobić hałasu i jeśli tylko mogła, szybkim marszem od przyczepy do przyczepy miała zamiar czmychnąć, unikając wszystkiego i wszystkich. Na szczęście ziemiste podłoże skutecznie tłumiło jej szybki marsz. Była gotowa na wszystko, gdyż to tym razem Lilith walczyła o życie i przetrwanie, a Kate wycofała się do podświadomości. Lil pamiętała o pułapkach które rozstawiono wokół Evergreen, dlatego złapała za pierwszy lepszy dłuższy kij i smyrała przed sobą ziemię, zanim dojdzie do czegoś co przypominać będzie asfalt. Wolała nie skończyć z poszarpaną nogą.
Kierowała się wpierw na północ do drogi, aby potem ruszyć nią i oddalając się od obozu, upewnić się, że pułapki jej nie zagrażają. Potem zamierzała odrobinę odbić, aby nie wystawiać się na widok. Poza tym musiała znaleźć jakieś zapasy. Zostawiona przez resztę wciąż była głodna i spragniona, dlatego musiała znaleźć zapasy, to był jej priorytet.
@Mistrz Gry Maggie
- Zabrali ją Kate. Zadbają o nią, my musimy ruszyć swoją drogą, nigdy nas nie potrzebowali, mówiłam ci to nie raz.
Mówiła do siebie, dając smutkowi i uczuciu porzucenia przejąć kontrolę, a to była domena Lilith.
- Może...chyba masz rację. Lucy i tak nie wybaczyłaby mi zabicia jej ojca.
- Dobiłaś go tylko, to tamta lala go zabiła. Ale fakt, kto by to rozróżniał.
Dłonią zaciągnęła włosy sprzed twarzy do tyłu i nagle wyglądała, jakby sama miała ruszyć na armię sztywnych. Nie była jednak głupia, po prostu musiała stąd znikać, do rana zaroi się tu od trupów. Chwyciła solidnie Pana Tłuczka, a nóż miała na podorędziu przy pasie. Nie miała pojęcia w jakim kierunku ruszyć, ale miała mapę i kompas, jednak zanim obierze jakiś kierunek, musi znaleźć bezpieczniejsze miejsce. Na pewno nie tutaj.
Cicho otworzyła drzwi przyczepy aby nie narobić hałasu i jeśli tylko mogła, szybkim marszem od przyczepy do przyczepy miała zamiar czmychnąć, unikając wszystkiego i wszystkich. Na szczęście ziemiste podłoże skutecznie tłumiło jej szybki marsz. Była gotowa na wszystko, gdyż to tym razem Lilith walczyła o życie i przetrwanie, a Kate wycofała się do podświadomości. Lil pamiętała o pułapkach które rozstawiono wokół Evergreen, dlatego złapała za pierwszy lepszy dłuższy kij i smyrała przed sobą ziemię, zanim dojdzie do czegoś co przypominać będzie asfalt. Wolała nie skończyć z poszarpaną nogą.
Kierowała się wpierw na północ do drogi, aby potem ruszyć nią i oddalając się od obozu, upewnić się, że pułapki jej nie zagrażają. Potem zamierzała odrobinę odbić, aby nie wystawiać się na widok. Poza tym musiała znaleźć jakieś zapasy. Zostawiona przez resztę wciąż była głodna i spragniona, dlatego musiała znaleźć zapasy, to był jej priorytet.
@Mistrz Gry Maggie