Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

1

Cha

1

Zre

1

Int

1

Szc

0

wszystko i nic
Boli głowa

Przy sobie:

wszystko i nic
Boli
głowa
31
Olivia chciałaby pójść i ewentualnie pomóc, jednak ilość rzeczy, które miała na swoim talerzu w obecnej chwili, nieco przerastała jej możliwości. Zaś konflikt z Marshall był ostatnim, czego się tutaj spodziewała i czymś, z czym po prostu sobie ot tak nie poradzi.

Wybawienie w postaci Kate jednak się tutaj przydało. Olivia zrobiła kilka kroków w tył, pociągnięta przez kobietę, zanim Marshall położyła na niej swoją dłoń.
Wybaczcie. To ja jednak pomogę Kate z tą altanką. Powodzenia, Marshall. Axel.
Odparła, idąc razem z nią. I dobrze, Axel mógł pomóc w kuchni. Zmarszczyła lekko czoło i spojrzała na Kate, a następnie dodała:
Ale wiesz, że on nazywa się Axel, prawda?
Spytała, tak dla pewności. Nie szukała guza, jednak starała się jakoś naprawiać konfliktu w grupie, zanim rzeczywiście będą większe.
Jezu... Wszyscy są tacy zdenerwowani. Ja też. Ale to nam nie pomoże. Dobra, chodźmy. Trzeba poskładać tę altankę.
Zasugerowała, więc obie kobiety skierowały się w stronę owej altanki, którą trzeba było złożyć i umieścić na tyłach jakiegoś samochodu.
Tak poza tym... Marshall się nie poprawia, prawda?
Spytała, gdy były już wystarczająco dalej.

Axel w tym czasie rzeczywiście mógł skierować się w stronę kuchni. Rosa Miller wydawała tam posiłki i rozmawiała z jakąś nową grupą, która znalazła swoje miejsce tutaj, w ich obozie. Kobieta machnęła dłonią w jego stronę, jakby chciała, by ten jej w czymś pomógł.

Marshall została zaś sama przy ognisku. Wszyscy wydawali się tacy pochłonięci swoimi zadaniami. Zupełnie tak jakby wiedzieli, co ma gdzie iść. Wiadomo, Pani Roosevelt już któryś dzień była częścią ich społeczności i przeszła przynajmniej raz czy dwa cały ten drill z pakowaniem manatek i zabieraniem się z jakiegoś miejsca. Jednak za każdym razem czuła, że praca jest wyrywana z jej rąk. Że rzeczy, które dawniej robiła bez większego problemu, teraz są jej odbierane i przekazywane innym, młodym. Jakby ona była starszą kobietą, która jest zagubiona i trzeba jej pokazać, jak wrócić do domu.

Do ogniska podeszła dwójka osób, które wydawały się być jej dobrze znane, aczkolwiek niezbyt pamiętała ich imiona. Dwójka staruszków usiadła przy ognisku, które już powoli dogasało.
Czy będzie jeszcze dokładane do ognia?
Spytała kobieta Marshall.

@Kate Lawson dalej na: viewtopic.php?p=4281#p4281

@Axel Cole dalej na: viewtopic.php?p=5064#p5064

@Marshall Roosevelt tutaj
Obrazek

Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

0

Zmy

0

Cha

1

Zre

0

Int

2

Szc

0

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa

Przy sobie:

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa
32
No i została sama. Pewnie to i lepiej. Podświadomie wiedziała, że naskakiwanie na wszystkich nie jest dobrym pomysłem… że pewnie kiedyś nie skończy się to dobrze. W końcu w grupie siła i takie tam. Nie powstrzymywała Axela ani Kate przed odejściem. Przeciwnie, w pewien sposób ulżyło jej. Nadal nieco wzburzona, kopnęła jakiś leżący na ziemi śmieć. Czy to kamyk, czy szyszkę, czy inny patyk - nawet nie zwróciła uwagi.
Przymknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. To nie tak, że lubiła tracić nad sobą kontrolę. Czasem po prostu… zdarzało się.

Niemal całe życie wypełnione stresem i martwieniem się, czy będzie miała za co nakarmić siebie i dzieci… Z jej kompetencjami podważanymi na każdym kroku. Choć nie pamiętała wiele szczegółów, to wszystko odcisnęło na niej ślad, który trzymał się jej nawet teraz, po wielu latach i utracie pamięci.

Nieco kręciło jej się w głowie. Wbiła wzrok w ognisko, starając się ustabilizować swój oddech i łomotanie serca. Kiedy uniosła spojrzenie dostrzegła zbliżających się do niej staruszków. Ah. Widocznie jej zadanie samo ją znalazło. Kiwnęła im lekko głową.
- Nie sadzę. Musimy się stąd zbierać, nie ma sensu podtrzymywanie płomienia. - odparła. W jej głosie nadal było słychać pozostałość zdenerwowania, ale nie było to skierowane na nich. Po prostu… potrzebowała jeszcze chwili. - Pewnie lepiej byłoby go zdusić.


@Mistrz Gry Maggie

Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

1

Cha

1

Zre

1

Int

1

Szc

0

wszystko i nic
Boli głowa

Przy sobie:

wszystko i nic
Boli
głowa
33
Ach tak, już jedziemy?
Zapytała kobieta, rozglądając się dookoła. Wiele wskazywało na to, że moment wyjazdu raczej był już blisko, aczkolwiek Carmen nie wyglądała na specjalnie przejętą. Wydawało się, że nie do końca rozumie, co właściwie się dzieje i na jak zaawansowanym etapie wyprowadzki już w sumie byli. W okolicach kuchni ktoś jeszcze rozdawał jedzenie, ale i to powoli się kończyło. Kilka osób próbowało upchnąć jak najwięcej dziwnej mazi w plastikowe pojemniki znalezione po drodze. Były teraz na wagę złota, bo pozwalały przechowywać żywność. W Breckenridge, na szczęście, mieli ich sporo — szczególnie na potrzeby dalszych wypraw Zwiadowców.

Will spojrzał na Carmen, a następnie na Roosevelt.
Pani Roosevelt, czy to nie pani zajmowała się wcześniej dywizją Konserwacji… albo Budowniczych? Teraz pewnie niewiele stałych konstrukcji zostało w tym naszym obozie, prawda?
Zapytał z uśmiechem, próbując zacząć rozmowę i jednocześnie uspokoić Carmen, która nerwowo się rozglądała. Chciał ją czymś zainteresować. Ta jednak położyła dłoń na ramieniu swojego towarzysza, po czym powiedziała do niego i do Marshall:
Nie podoba mi się to wszystko, oj, nie podoba…
Stwierdziła, ponownie zerkając dookoła.

Marshall mogła uznać, że to dobry moment na refleksję. Czy została sprowadzona do roli opiekunki dla dwójki staruszków, którzy od czasów Breckenridge praktycznie niczym się nie zajmowali? Co się z nią stało? Może powinna po prostu udawać, że wszystko rozumie i wie o wszystkich? Wszyscy traktowali ją jak delikatne jajko na końcu łyżki, podając je sobie ostrożnie z rąk do rąk, byle tylko nie przydarzyło jej się nic złego. Nadal przecież miała fach w ręku, a reszta powinna kiedyś wrócić… Prawda?

W tym czasie do trójki podszedł Malcolm, by przekazać informacje o rozlokowaniu samochodów. Marshall miała prowadzić wóz, w którym znajdowali się Bennet, Lizzy i Neva. Z całej trójki kojarzyła jedynie Lizzy; pozostała dwójka była jej zupełnie obca. Czy byli to ludzie z obozu, których nie znała, czy może nowi? Ciężko to było stwierdzić. Może powinna dogonić Malcolma i dopytać?

@Marshall Roosevelt
Obrazek

Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

0

Sil

0

Zmy

0

Cha

1

Zre

0

Int

2

Szc

0

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa

Przy sobie:

- Stare plany budowlane (?)
- Nóż myśliwski
- Pół opakowania leków przeciwbólowych
- Notes, pełen notatek i kilku starych zdjęć & ołówek z gumką
- Rękawice robocze
- Podwędzone z konwoju podstawowe narzędzia
Zdrowa
34
Nietrudno było dostrzec, że Carmen nie do końca rozumiała, co dzieje się dookoła niej. Marshall ją rozumiała. Chociaż cierpiały z wydawało się, różnych powodów, w końcu sama doskonale wiedziała, jak to jest czuć się nie na miejscu. Może prawda była taka, że jej czas zaczynał przewijać. Może medycy mieli rację. Może powinna zostawić pałeczkę młodszym a sama trzymać się bliżej tej dwójki… Westchnęła cicho. Teraz, po swoim wybuchu, kiedy emocje nieco opadły, zaczynała czuć się… po prostu przygnębiona.

Kiwnęła głową na pytanie mężczyzny. Choć nie pamiętała wiele, znała podstawy, które ktoś tam jej przekazał. - Tak. Zajmowałam się. - odparła prosto. Nie bardzo wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. W końcu to nie tak, że mogłaby teraz siedzieć i opowiadać o dawnych projektach czy pomysłach. Wiedziała o tym wszystkim jeszcze mniej, niż pytający. Przez kilka sekund milczała niezręcznie. - Teraz głównie siedzę nad samochodami. Przeglądam, upewniam się, że wszystko działa. - wyjaśniła, wciskając dłonie do kieszeni.

- Mnie też nie, skarbie. - rzuciła do kobiety. Ale co mogła zrobić? Podeszła bliżej ogniska i zgodnie ze swoimi wcześniejszymi słowami zabrała się za próbę przygaszenia go. Znaczy powolne przysypywanie go ziemią i piaskiem. Wiadomość od Malcolma przyjęła ze spokojem - choć imiona nie były jej do końca znajome mogła bez problemu odnaleźć przydzielony jej samochód. A przydzieleni jej obozowicze… mogła tylko mieć nadzieję, że nie będzie musiała ich szukać.

- Co wy na to, żebym odprowadziła was do auta? - rzuciła do Willa i Carmen, kiedy skończyła przysypywać ognisko. W końcu dostała zadanie zaopiekowania się nimi - może mogła zrobić chociaż tyle. Mimo, że nie podobało jej się sprowadzenie do roli niańki… czuła swego rodzaju zmęczenie. Może prowadzenie auta nieco ją uspokoi. Im sprawniej przebiegnie ewakuacja, tym lepiej.

@Mistrz Gry Maggie

Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

1

Cha

1

Zre

1

Int

1

Szc

0

wszystko i nic
Boli głowa

Przy sobie:

wszystko i nic
Boli
głowa
35
Carmen nie wydawała się przygnębiona – przynajmniej w tej kwestii niezupełnie podzielała to, co czuła Marshall. Nie wyglądała nawet na szczególnie przejętą faktem, że mieli do czynienia z ewakuacją z prawdziwego zdarzenia. Owszem, rozglądała się, a Will robił, co mógł, żeby ją uspokoić, ale nie sprawiała wrażenia osoby nadmiernie zmartwionej czy przytłoczonej. Powiedziała to, co chciała i tyle. Uśmiechnęła się do Roosevelt, gdy ta na nią spojrzała.

Will, z kolei, wyglądał na bardziej zmartwionego od niej, a do tego wydawał się starszy. Zdecydowanie ostatnie kilka miesięcy życia w takich warunkach postarzyło go o dobre kilka lat. Nie byli przecież tacy starzy, a mimo to wszyscy patrzyli na nich z politowaniem i przydzielali im najprostsze prace. Marshall przypomniało się to aż za dobrze.

No tak, Moore’owie. Pamiętała ich przecież – i to, jak często popełniali błędy w rozliczeniach zapasów i podobnych sprawach. Księgi inwentarzowe prowadzono dwie: jedną oni, a drugą Jen i Rosa Miller. Wyglądało to niemal jak jakiś szemrany biznes, choć w rzeczywistości chodziło tylko o to, żeby dać starszym ludziom jakieś zajęcie. Pamiętała to, jakby wydarzyło się wczoraj.

Czy Marshall też już tak nisko upadła? Czy teraz myśleli o niej w ten sam sposób?
To ważne zajęcie, szczególnie w obecnych czasach. To te silniki oddzielają nas od płomieni i zniszczenia. Oby wszystkie działały sprawnie.
Stwierdził Will i uśmiechnął się. Różnił się od Carmen – o wiele lepiej rozumiał, co się dzieje dookoła. Mimo to nawet jeśli miał łeb na karku, nigdy nie poprawiał błędów swojej żony. Traktował ją jak kruche jajko, które w każdej chwili mogło się rozbić.

Ognisko zostało wygaszone, więc mogli się już zbierać. Carmen wstała, skoro nie było już ono źródłem ciepła.
Oczywiście, chodźmy.
Powiedziała Carmen, a Will zaś zbliżył się do Roosevelt. Wyglądało na to, że teraz i jej zamierza matkować, choć miał w zanadrzu coś innego do powiedzenia.
Widzi pani, pani Roosevelt. Taki ten nasz świat – on tylko zabiera i zabiera, prawda?
Stwierdził, kiwając głową. Był gotów, by Marshall odprowadziła ich do samochodu, ale przy okazji wolał zamienić z nią kilka słów. Nie znosił siedzieć w ciszy.

Dalej na: viewtopic.php?p=4287#p4287
@Marshall Roosevelt
Obrazek

Ognisko

Awatar użytkownika

Wyt

1

Sil

1

Zmy

1

Cha

1

Zre

1

Int

1

Szc

0

wszystko i nic
Boli głowa

Przy sobie:

wszystko i nic
Zablokowany

Wróć do „Blue Rock Institute”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości

Zaloguj się