
Clint Eastwood
- podstawy
- szczegóły
- statystyki
- ekwipunek

imię i nazwisko
Henry Cole Gibson
data urodzenia
10 październik 1950
miejsce urodzenia
Earl, Karolina Północna
zawód
Mechanik/ Farmer
słabe strony
Emocjonalne zamknięcie – Nie mówi o bólu, nie pokazuje uczuć. Noszenie wszystkiego w sobie sprawia, że czasem staje się lodowaty, nawet wobec bliskich.
Brak elastyczności – Ma swoje sposoby i zasady. Gdy ktoś próbuje zrobić coś „inaczej”, Henry reaguje niechęcią albo jawnym sprzeciwem.
Skłonność do zamartwiania się w milczeniu – Choć wygląda na spokojnego, potrafi godzinami gapić się w ogień, analizując błędy sprzed lat, których nikt już nie pamięta.
Brak zdolności do „miękkiej” komunikacji – Empatia? Owszem. Ale Henry jej nie okazuje słowami. Potrafi pomóc, uratować, osłonić, ale nie pocieszy. Czasem rani, choć nie chce.
Ciało już nie to – Mimo hartu ducha, wiek robi swoje. Stawy bolą, wzrok już nie taki, a zimne noce w lesie zostawiają ślady. Nienawidzi przyznawać się do słabości.
Podupadający wzrok - Coraz częściej rozmazują mu się kształty w dalekim polu widzenia, oczy nawet w okularach coraz bardziej się męczą utrudniając dłuższe precyzyjne prace.
Artretyzm- Coraz bardziej bolą go dłonie, stawy powoli się wykręcają, konieczne jest już używanie leków jednak tych nie posiada.
Brak elastyczności – Ma swoje sposoby i zasady. Gdy ktoś próbuje zrobić coś „inaczej”, Henry reaguje niechęcią albo jawnym sprzeciwem.
Skłonność do zamartwiania się w milczeniu – Choć wygląda na spokojnego, potrafi godzinami gapić się w ogień, analizując błędy sprzed lat, których nikt już nie pamięta.
Brak zdolności do „miękkiej” komunikacji – Empatia? Owszem. Ale Henry jej nie okazuje słowami. Potrafi pomóc, uratować, osłonić, ale nie pocieszy. Czasem rani, choć nie chce.
Ciało już nie to – Mimo hartu ducha, wiek robi swoje. Stawy bolą, wzrok już nie taki, a zimne noce w lesie zostawiają ślady. Nienawidzi przyznawać się do słabości.
Podupadający wzrok - Coraz częściej rozmazują mu się kształty w dalekim polu widzenia, oczy nawet w okularach coraz bardziej się męczą utrudniając dłuższe precyzyjne prace.
Artretyzm- Coraz bardziej bolą go dłonie, stawy powoli się wykręcają, konieczne jest już używanie leków jednak tych nie posiada.
mocne strony
Lojalność – Jeśli Henry raz uzna kogoś za „swojego”, będzie go bronił do ostatniego naboju i ostatniego tchu. Nie odwraca się od ludzi, nawet jeśli sam cierpi.
Samowystarczalność – Potrafi żyć bez prądu, internetu i supermarketu. Uprawa ziemi, konserwacja żywności, naprawy, budowa, broń – wszystko robi sam i dobrze.
Wiedza praktyczna i techniczna – Inżynier z doświadczeniem wojskowym i rzemieślniczym.
Zimna krew – W sytuacjach kryzysowych nie panikuje. Działa spokojnie, metodycznie, jak człowiek, który widział już wszystko.
Dyscyplina i konsekwencja – Henry nie odpuszcza. Codziennie wstaje wcześnie, robi to, co trzeba, niezależnie od pogody, nastroju czy końca świata.
Samowystarczalność – Potrafi żyć bez prądu, internetu i supermarketu. Uprawa ziemi, konserwacja żywności, naprawy, budowa, broń – wszystko robi sam i dobrze.
Wiedza praktyczna i techniczna – Inżynier z doświadczeniem wojskowym i rzemieślniczym.
Zimna krew – W sytuacjach kryzysowych nie panikuje. Działa spokojnie, metodycznie, jak człowiek, który widział już wszystko.
Dyscyplina i konsekwencja – Henry nie odpuszcza. Codziennie wstaje wcześnie, robi to, co trzeba, niezależnie od pogody, nastroju czy końca świata.
ciekawostki
Ma ręcznie przepisany notatnik z XIX wieku
Zafascynowany technikami przechowywania żywności sprzed epoki lodówek, Henry samodzielnie przepisał (i zilustrował!) stare przepisy z czasów wojny secesyjnej, znalezione w bibliotece uniwersyteckiej. Traktuje ten zeszyt jak relikwię.
Ma starą harmonijkę, którą dostał od kompana z Wietnamu
Nie gra na niej często, ale gdy noc jest cicha, a księżyc pełny – można usłyszeć bluesa dobiegającego z jego werandy.
Zawsze ma przy sobie małą srebrną zapalniczkę Zippo
Nie pali od lat. Ale mówi, że zapalniczka to coś więcej niż nałóg – to narzędzie, symbol, i „ostatni przyjaciel, jak świat się kończy”.
Zna haitański
Zawdzięcza to kilku latom spędzonym na południu, gdzie miał do czynienia z rybakami z Haiti. Kiedy Jake i Chris rozmawiają między sobą w tym języku, Henry zawsze wyłapie, o czym mówią – i zazwyczaj to coś, czego nie chcieliby, by się dowiedział. Dlatego nigdy im tego nie zdradził.
Posiada niezwykłą wiedzę historyczną z lat 1700-1900 r
Ta część historii Ameryki jest jego pasją, przeczytał wiele książek, będąc stałym gościem biblioteki miejskiej. Hobby rozwinęło się po emeryturze w formie uczestnictwa w eventach kostiumowych i reprodukcjach wojny secesyjnej.
Przekłada drobne gesty nad wielkie słowa
Choć rzadko mówi o swoich uczuciach, Henry nigdy nie zapomina o drobnych gestach – naprawi czyjeś buty, gdy nie trzeba, da chleb, który sam upiekł, lub po prostu „przypadkiem” wyczyści broń, której ktoś nie umiał naprawić.
Zafascynowany technikami przechowywania żywności sprzed epoki lodówek, Henry samodzielnie przepisał (i zilustrował!) stare przepisy z czasów wojny secesyjnej, znalezione w bibliotece uniwersyteckiej. Traktuje ten zeszyt jak relikwię.
Ma starą harmonijkę, którą dostał od kompana z Wietnamu
Nie gra na niej często, ale gdy noc jest cicha, a księżyc pełny – można usłyszeć bluesa dobiegającego z jego werandy.
Zawsze ma przy sobie małą srebrną zapalniczkę Zippo
Nie pali od lat. Ale mówi, że zapalniczka to coś więcej niż nałóg – to narzędzie, symbol, i „ostatni przyjaciel, jak świat się kończy”.
Zna haitański
Zawdzięcza to kilku latom spędzonym na południu, gdzie miał do czynienia z rybakami z Haiti. Kiedy Jake i Chris rozmawiają między sobą w tym języku, Henry zawsze wyłapie, o czym mówią – i zazwyczaj to coś, czego nie chcieliby, by się dowiedział. Dlatego nigdy im tego nie zdradził.
Posiada niezwykłą wiedzę historyczną z lat 1700-1900 r
Ta część historii Ameryki jest jego pasją, przeczytał wiele książek, będąc stałym gościem biblioteki miejskiej. Hobby rozwinęło się po emeryturze w formie uczestnictwa w eventach kostiumowych i reprodukcjach wojny secesyjnej.
Przekłada drobne gesty nad wielkie słowa
Choć rzadko mówi o swoich uczuciach, Henry nigdy nie zapomina o drobnych gestach – naprawi czyjeś buty, gdy nie trzeba, da chleb, który sam upiekł, lub po prostu „przypadkiem” wyczyści broń, której ktoś nie umiał naprawić.
siła
0
zręczność
0
wytrzymałość
0
inteligencja
2
charyzma
1
zmysły
0
szczęście
0
ekwipunek
Stary skórzany plecak impregnowany woskiem pszczelim
Dubeltówka z opakowaniem naboi
Nóż myśliwski z Wietnamu
Kilka herbatników marynarskich z przepisu z XVIIw
Kilka pasków suszonej wołowiny i dwie kostki pemcanu zawinięte w chustę z woskiem pszczelego
Manierka z wodą
Zapałki sztormowe - home made
Mała piersiówka z moonshine
Leki nasercowe, aspiryna, okulary do czytania i majsterkowania
Dubeltówka z opakowaniem naboi
Nóż myśliwski z Wietnamu
Kilka herbatników marynarskich z przepisu z XVIIw
Kilka pasków suszonej wołowiny i dwie kostki pemcanu zawinięte w chustę z woskiem pszczelego
Manierka z wodą
Zapałki sztormowe - home made
Mała piersiówka z moonshine
Leki nasercowe, aspiryna, okulary do czytania i majsterkowania
Wygląd
Jego rysy są twarde i wyraźne, pełne głębokich zmarszczek, jakby każda z nich była śladem jakiejś burzliwej przeszłości, którą pamięta tylko on. Jego oczy, kiedyś jasne, teraz mają barwę szarości, zdradzając doświadczenie życia, które nie oszczędzało go ani na chwilę. Patrzy na świat z chłodnym spokojem, jakby już dawno nie przejmował się tym, co przyniesie przyszłość. Jest w jego spojrzeniu coś nieugiętego, co sprawia, że nigdy nie wydaje się zaskoczony, nawet w obliczu najtrudniejszych chwil.
Jego włosy, teraz siwe i krótkie, zaczynają ustępować miejsca siwiejącej skórze na czubku głowy, ale to nie zmienia faktu, że wciąż wygląda jak mężczyzna, który jest gotów do walki w każdej chwili. Jego sylwetka jest solidna, wysoka, z lekką pochyloną postawą, jakby cały jego wiek był jedynie kolejnym dowodem na siłę, która go kształtowała. Nie ubiera się w nic zbytecznego – koszula flanelowa, dżinsy, solidne, wytrzymałe buty. Wszystko w nim sprawia wrażenie funkcjonalności, jakby nic, co miał na sobie, nie było przypadkowe.
Jego szczęka jest mocna, a usta zazwyczaj zaciśnięte w milczeniu, jakby nigdy nie potrzebował słów, by wyrazić to, co ma w sobie. Dłonie, twarde od lat pracy, mają w sobie pewną delikatność – w końcu to ręce, które przez całe życie walczyły, budowały, a teraz w ciszy farmy zajmują się tym, co najbardziej wartościowe: przetrwaniem. Nie mówi wiele, ale każda jego decyzja ma wagę.
Jego włosy, teraz siwe i krótkie, zaczynają ustępować miejsca siwiejącej skórze na czubku głowy, ale to nie zmienia faktu, że wciąż wygląda jak mężczyzna, który jest gotów do walki w każdej chwili. Jego sylwetka jest solidna, wysoka, z lekką pochyloną postawą, jakby cały jego wiek był jedynie kolejnym dowodem na siłę, która go kształtowała. Nie ubiera się w nic zbytecznego – koszula flanelowa, dżinsy, solidne, wytrzymałe buty. Wszystko w nim sprawia wrażenie funkcjonalności, jakby nic, co miał na sobie, nie było przypadkowe.
Jego szczęka jest mocna, a usta zazwyczaj zaciśnięte w milczeniu, jakby nigdy nie potrzebował słów, by wyrazić to, co ma w sobie. Dłonie, twarde od lat pracy, mają w sobie pewną delikatność – w końcu to ręce, które przez całe życie walczyły, budowały, a teraz w ciszy farmy zajmują się tym, co najbardziej wartościowe: przetrwaniem. Nie mówi wiele, ale każda jego decyzja ma wagę.
Historia
„Nie jestem tym, co o mnie mówią. Jestem tym, czego nie rozumieją.”
Urodził się w 1950 roku, w sercu Karoliny Północnej, w dolinie, gdzie poranki zaczynały się mgłą, a kończyły zapachem dymu z palonych gałęzi. Dorastał w rodzinie, która znała wartość pracy i nie ufała światu poza granicami gór. Wychowywał się bez luksusów, ale z niezłomną etyką – jeśli czegoś potrzebujesz, naucz się to zrobić sam.
Był chłopcem bystrym, lecz cichym. Nauczyciele widzieli w nim więcej niż tylko wiejskiego dzieciaka – miał smykałkę do rozwiązywania problemów, intuicyjne zrozumienie mechanizmów. Gdy skończył szkołę średnią, dostał się na stanowe technikum w Asheville, gdzie studiował mechanikę precyzyjną i inżynierię użytkową. Fascynowało go wszystko, co można było rozebrać, naprawić i złożyć od nowa – od zegarków po silniki.
W wieku dziewiętnastu lat został wcielony do armii i wysłany do Wietnamu jako technik wsparcia logistycznego. Choć nie był na pierwszej linii, wojna wdarła się w niego jak dym pod drzwiami – niewidoczna, ale nie do usunięcia. Pracował przy naprawie sprzętu, konstruowaniu prowizorycznych generatorów i odratowywaniu zepsutych maszyn w środku dżungli, pod ostrzałem i w upale, który spiekał duszę. Widział, jak ludzie giną bez sensu. Przeżył. Wrócił zmieniony.
Po wojnie długo nie potrafił odnaleźć się w miejskim świecie. Pracował przez krótki czas w zakładach przemysłowych – najpierw jako technik, potem jako mistrz zmianowy. Ale fabryki były głośne, pełne krzyków i rutyny. Z każdym rokiem ciągnęło go coraz mocniej z powrotem do prostoty. W końcu sprzedał wszystko, co miał, i kupił starą farmę w hrabstwie Wilkes – miejsce z dala od asfaltu, z kawałkiem ziemi, stodołą do naprawy i ciszą, która nie dusiła.
Na farmie Henry wreszcie znalazł to, czego szukał – sens. Poślubił Eleanor, kobietę o bystrych oczach i mocnym kręgosłupie. Mieli dwoje dzieci: Sama i Ruby. Henry naprawiał ciągniki sąsiadom, spawał płoty, konstruował prasy do jabłek i ule z drewna. Nocami uczył się starych technik przechowywania żywności – z początku z ciekawości, potem z przekonania, że nowoczesność jest krucha. Gdy przeszedł na emeryturę, zaangażował się w ruch rekonstrukcyjny – brał udział w historycznych wydarzeniach z epoki wojny secesyjnej. Nie dla pokazów – dla wiedzy. Odtwarzał metody konserwacji żywności, budował ziemne piwnice, uczył się destylacji, garbowania skór, palenia glinianych naczyń.
A potem wszystko się rozpadło.
Najpierw choroba zabrała Eleanor. Potem – tragiczny wypadek – dzieci. Dni zaczęły mijać bez pośpiechu, bez celu. Gdy ludzie zaczęli wstawać z grobów, Henry nie drgnął. Już dawno wiedział, że świat nie potrzebuje apokalipsy, by się skończyć. Był gotów. Jego farma przetrwała, bo on nigdy nie przestał wierzyć w samowystarczalność. Woda ze studni, jedzenie z ogrodu, zapasy pod ziemią, broń w szafie.
Jake i Chris pojawili się, gdy byli jeszcze dzieciakami – brudni, głodni, uzbrojeni w nieufność jak w nóż. Henry nie zapytał, skąd się wzięli. Podał im chleb, miejsce przy piecu i przestrzeń do milczenia. Przyjął ich nie z potrzeby czułości – ale z resztki przyzwoitości, która w nim pozostała. Może też dlatego, że znał ból dzieci pozbawionych ojca. I ból ojca pozbawionego dzieci.
Gdy już się komuś oddał – choćby cieniem, choćby milczeniem – stawał się opoką. Dla tych, których uznał za swoich, był gotów zrobić wszystko. Był z rodzaju ludzi, którzy nie pytają „czy warto?”, tylko „co trzeba?”.
Dziś Henry Gibbson ma siedemdziesiąt pięć lat. Jego ciało nosi ślady wielu wojen – tych z karabinami i tych, które toczy się samemu, po cichu, w czterech ścianach. Chodzi powoli, ale z godnością. Ręce wciąż mocne, oczy chłodne i uważne. Nie mówi wiele, a gdy mówi – lepiej słuchać. Słowa waży jak naboje.
Nie ufa ludziom, którzy uśmiechają się za szeroko. Nie wierzy w zbawienie ani w cuda. Ale wierzy w lojalność. W ciężką pracę. W ziemię pod stopami i stal w dłoniach. W to, że warto trwać – jeśli nie dla siebie, to dla tych, którzy zostali.
Był chłopcem bystrym, lecz cichym. Nauczyciele widzieli w nim więcej niż tylko wiejskiego dzieciaka – miał smykałkę do rozwiązywania problemów, intuicyjne zrozumienie mechanizmów. Gdy skończył szkołę średnią, dostał się na stanowe technikum w Asheville, gdzie studiował mechanikę precyzyjną i inżynierię użytkową. Fascynowało go wszystko, co można było rozebrać, naprawić i złożyć od nowa – od zegarków po silniki.
W wieku dziewiętnastu lat został wcielony do armii i wysłany do Wietnamu jako technik wsparcia logistycznego. Choć nie był na pierwszej linii, wojna wdarła się w niego jak dym pod drzwiami – niewidoczna, ale nie do usunięcia. Pracował przy naprawie sprzętu, konstruowaniu prowizorycznych generatorów i odratowywaniu zepsutych maszyn w środku dżungli, pod ostrzałem i w upale, który spiekał duszę. Widział, jak ludzie giną bez sensu. Przeżył. Wrócił zmieniony.
Po wojnie długo nie potrafił odnaleźć się w miejskim świecie. Pracował przez krótki czas w zakładach przemysłowych – najpierw jako technik, potem jako mistrz zmianowy. Ale fabryki były głośne, pełne krzyków i rutyny. Z każdym rokiem ciągnęło go coraz mocniej z powrotem do prostoty. W końcu sprzedał wszystko, co miał, i kupił starą farmę w hrabstwie Wilkes – miejsce z dala od asfaltu, z kawałkiem ziemi, stodołą do naprawy i ciszą, która nie dusiła.
Na farmie Henry wreszcie znalazł to, czego szukał – sens. Poślubił Eleanor, kobietę o bystrych oczach i mocnym kręgosłupie. Mieli dwoje dzieci: Sama i Ruby. Henry naprawiał ciągniki sąsiadom, spawał płoty, konstruował prasy do jabłek i ule z drewna. Nocami uczył się starych technik przechowywania żywności – z początku z ciekawości, potem z przekonania, że nowoczesność jest krucha. Gdy przeszedł na emeryturę, zaangażował się w ruch rekonstrukcyjny – brał udział w historycznych wydarzeniach z epoki wojny secesyjnej. Nie dla pokazów – dla wiedzy. Odtwarzał metody konserwacji żywności, budował ziemne piwnice, uczył się destylacji, garbowania skór, palenia glinianych naczyń.
A potem wszystko się rozpadło.
Najpierw choroba zabrała Eleanor. Potem – tragiczny wypadek – dzieci. Dni zaczęły mijać bez pośpiechu, bez celu. Gdy ludzie zaczęli wstawać z grobów, Henry nie drgnął. Już dawno wiedział, że świat nie potrzebuje apokalipsy, by się skończyć. Był gotów. Jego farma przetrwała, bo on nigdy nie przestał wierzyć w samowystarczalność. Woda ze studni, jedzenie z ogrodu, zapasy pod ziemią, broń w szafie.
Jake i Chris pojawili się, gdy byli jeszcze dzieciakami – brudni, głodni, uzbrojeni w nieufność jak w nóż. Henry nie zapytał, skąd się wzięli. Podał im chleb, miejsce przy piecu i przestrzeń do milczenia. Przyjął ich nie z potrzeby czułości – ale z resztki przyzwoitości, która w nim pozostała. Może też dlatego, że znał ból dzieci pozbawionych ojca. I ból ojca pozbawionego dzieci.
Gdy już się komuś oddał – choćby cieniem, choćby milczeniem – stawał się opoką. Dla tych, których uznał za swoich, był gotów zrobić wszystko. Był z rodzaju ludzi, którzy nie pytają „czy warto?”, tylko „co trzeba?”.
Dziś Henry Gibbson ma siedemdziesiąt pięć lat. Jego ciało nosi ślady wielu wojen – tych z karabinami i tych, które toczy się samemu, po cichu, w czterech ścianach. Chodzi powoli, ale z godnością. Ręce wciąż mocne, oczy chłodne i uważne. Nie mówi wiele, a gdy mówi – lepiej słuchać. Słowa waży jak naboje.
Nie ufa ludziom, którzy uśmiechają się za szeroko. Nie wierzy w zbawienie ani w cuda. Ale wierzy w lojalność. W ciężką pracę. W ziemię pod stopami i stal w dłoniach. W to, że warto trwać – jeśli nie dla siebie, to dla tych, którzy zostali.